Jakie były początki inwestowania w zabytki?
To były początki lat 2000, a pierwszym obiektem zrewitalizowanym był pałac w Łochowie, oddany do użytku w 2008 r. Ale dużo wcześniej już się przymierzałem do tego, nawet chyba, jako dziecko w podstawówce. Dwa kilometry od mojej wioski były takie pozostałości po dawnej osadzie, skąd mieszkańcy wyjechali na zachód. Tam zostały piwnice, studnie, krzyże, resztki fundamentów. Ja lubiłem takie klimaty, zastanawiałem się, kto tam żył, co tam było, co się działo. Już po studiach próbowałem zainwestować w zabytki, ale nie było mi to dane. Później jeszcze kilka razy próbowałem i całe szczęście, że nic mi z tego nie wyszło, bo pewnie finansowo bym sobie nie poradził. Dopiero w Łochowie … miejsce absolutnie pozostawione sobie. Burmistrz nie umieszczał nigdzie informacji, że ma pałac, bo się wstydził, tam było wszystko zarośnięte. Teraz to miejsce jest całkowicie odmienione i jest wręcz wizytówką Łochowa. Przyjeżdża tam bardzo dużo ludzi, dzięki czemu gmina ma dużo podatków, a mieszkańcy pracę. Miejsce ożyło…
Czyli wszystko zaczęło się od Pana pasji…
Oczywiście, że to pasja. Ja nawet sobie tego nie uświadamiałem, ale widocznie zrodziło się to już, jak byłem dzieckiem. Cały czas chodziło to za mną. I nadarzyła się okazja, udało się. Było trochę wpadek, ale ogólnie nie popsuliśmy miejsca i teraz rewitalizowane są kolejne. Na każdy musimy mieć pomysł i staramy się, by architekci za dużo nie kreowali, bo to, co było przed nami, jest najcenniejsze… nie do odtworzenia.
Gdy Pan widzi pierwszy raz zabytek, to od razu Pan czuje, że z tego coś powstaje…
To jest miłość od pierwszego wejrzenia. To się czuje, albo pasuje, albo nie. To są emocje. Mimo że przedmioty są martwe, to one też czują. Ja zabytki tak odbieram, że one odczuwają, wszystko jest w tych murach.
Tworzy Pan nowe życie w zabytkach, a czy można na nich zarabiać?
Oczywiście, że można. Zabytków mamy mało, bardzo dużo zostało już utraconych. Nie ma wątpliwości, że ich wartości będzie rosła w czasie i to jest ważny, dodatkowy element. Nam jest dużo łatwiej, bo mamy już markę i znaleźliśmy własną niszę. Specjalizujemy się właśnie w rewitalizacji. Myślę jednak, że wartością nadrzędną jest świadomość ratowania dziedzictwa, historii. Coś takiego, gdzie później możemy wtórnie zarobić. Naszą świadomością, otwartością, szerokim spojrzeniem, to ma znaczenie. Dobrze się czujemy, robiąc coś pożytecznego. To jest ta energia.
Panie prezesie, a kto zatem inwestuje w zabytki?
Inwestorów byłoby dużo, bo oni to lubią, tylko nie jest sztuką kupić sobie zabytek, ale znaleźć sposób na niego. Takich pasjonatów jest sporo, niektórzy by nie sobie poradzili w kwestii administracyjnej, czy finansowej. My tworzymy grupę inwestorów, którą bardzo cenimy. Każdy dokłada swoją cegiełkę. Indywidualnie byłoby im na pewno trudno, a tutaj w zespole robimy porządną rzecz dla naszego kraju, dla dziedzictwa, dla turystyki, dla historii i dla społeczeństwa. To są obiekty absolutnie bezcenne.
Warto tu wspomnieć, że Arche stworzyło swój własny system inwestowania…
My staramy się w naszych obiektach pomieścić, jak najwięcej funkcji, oczywiście głównie hotelowych i gastronomicznych, ale również wchodzą w to różne dodatkowe usługi. Sale konferencyjne, SPA, wydarzenia kulturalne, działalność Fundacji Leny Grochowskiej, w której zatrudniamy osoby z niepełnosprawnością intelektualną… to wszystko daje dochód, który po odjęciu kosztów dzielimy na inwestorów. Stworzyliśmy unikatowy System Arche®, który jest transparentny i dopracowany. My też zawsze staramy się, by klient miał mniejsze ryzyko, gdy są mniejsze zyski lub, gdy ich nie ma, jak np. podczas pandemii. Wówczas pokrywamy je ze swoich środków, bo mamy pewną rezerwę. Nigdy nie chciałbym, żeby inwestorzy ponosili skutki gorszych sytuacji. Teraz widzimy tego efekty, bo nasi inwestorzy są naszymi ambasadorami i przyprowadzają następnych. Stają się właścicielami apartamentów i pokoi hotelowych, w pełni urządzonych i zarządzanych przez hotel, mają księgę wieczystą, zyski wypłacane co miesiąc z pracy hotelu, mają specjalne przywileje w ramach grupy Arche. To jest konkret. Bardzo dbamy o naszych inwestorów, których dzięki naszemu doświadczeniu, jest coraz więcej. Razem budujemy POLSKĄ MARKĘ. Te pieniądze zostają w kraju. A Polska jest tak piękna, że nie trzeba lecieć samolotem kilka, a nawet kilkanaście godzin, tylko warto poznać nasz kraj. Są to świetne miejsce, by wyjechać poza miasto i zainwestować w unikatowe miejsca.
Zatem pieniądze, czy misja?
Jedno i drugie oczywiście. To można połączyć. Dla mnie jest to przede wszystkim misja, a że przy tym pieniądze zarabiamy, bo jest potencjał, szczególnie w kryzysie, to widocznie coś w tym jest. Świat jest na zakręcie i same pieniądze doprowadzą nas do nieszczęścia. A jeśli mamy misję i pasję to możemy piękne projekty robić.
A jakie Arche ma plany związane z rewitalizacją zabytków?
Plan jest ambitny, bo taka jest potrzebna. W tej chwili mamy kilkanaście obiektów zakupionych lub z umowami przedwstępnymi, ale kilkudziesięcioma już się interesujemy. Mam nadzieję, że będziemy w stanie sporą część zrobić. Oczywiście, nie sami, ale wspólnie z inwestorami. Tworzymy modę na turystykę w zabytkach.
Teraz najnowsze dziecko, czyli Dwór Uphagena w Gdańsku, jest bardzo docenianą rewitalizacją.
Tak, Dwór Uphagena dostaje liczne nagrody i wiem, że jeszcze będą kolejne. Łatwo nam to przychodzi. Oczywiście sama rewitalizacja w trakcie prac jest zdecydowanie trudniejsza. Poprzednie obiekty też dostawały nagrody, może trochę mniej. Nasze podejście, nasz sposób na rewitalizację jest nagradzany, bo my nie odtwarzamy tych brakujących elementów, tylko raczej zatrzymujemy na tym etapie, na którym zabytek dotrwał do naszych czasów. Powstają niepowtarzalne projekty i staramy się włączać elementy współczesne i to zderzenie dwóch światów daje takie absolutne wyjątkowe wartości. Pewnie dlatego dostajemy te wszystkie nagrody. Mamy wspólny cel, razem z projektantami, konserwatorami, architektami, czy włodarzami miast, ale inwestorzy i pieniądze są do tego potrzebni. Naprawdę wszyscy Ci, którzy w to wchodzą, mają pasję i to jest wartość sama w sobie i można przy tym zarobić.
Jakie obecnie zabytki rewitalizujecie?
Obecnie zajmujemy się rewitalizacją Klasztoru we Wrocławiu, Sanatorium Milicyjnym w Nałęczowie, Fabryką Samolotów w Mielnie i znanym sanatorium Metalowiec w Muszynie. A w dalszym etapie jest Królewska Papiernia w Konstancinie i Elektrociepłownia Szombierki w Bytomiu. To są absolutnie projekty wyjątkowe, które od lat śledziłem, ale nie byłem wtedy gotowy na nie. To jest naprawdę duże wyzwanie i dobrze, że mamy już doświadczenie.
10 lat temu myślał Pan, że Arche się aż tak rozwinie?
Nie. Ja absolutnie żyje dniem dzisiejszym, tak daleko nie sięgam. Przyjmuje to, co dzień mi przynosi. Wierzę w siłę wyższą, opatrzność. Nie wiem, dlaczego to akurat na mnie trafiło. Mam dużo energii, mimo że 70 lat już skończyłem. Mam dookoła siebie świetnych ludzi. Trafiają oni teraz do firmy. Dlatego mamy olbrzymi potencjał, dlatego że są ludzie, którzy samodzielnie pracują. Są mocno zaangażowani, utożsamiają się z firmą, nie muszą, ale mają taką potrzebę. Czerpiemy wspólnie energię z firmy, tą pozytywną i to tak działa.
Ale do tego wszystkiego potrzebny nam jest optymizm, szczególnie w tym czasach. Jestem optymistą mimo wszystko, mimo pewnych problemów. Jestem dumny z Polaków. W trudnych sytuacjach się jednoczymy, jesteśmy odpowiedzialni. Potrafimy się łączyć. Ukraińcy też potrafią to zrobić. Tu gdzieś są wartości, które nie umarły. Świat może się uczyć od nas Polaków i Ukraińców.
Materiał Promocyjny