Southwest, United i American Airlines zakładały, że Maxy zaczną ponownie latać od czerwca tego roku. Teraz ten termin uznały za nierealny, chociaż sam producent utrzymuje, że data powrotu tych samolotów w połowie roku jest aktualna.

— Boję się mówić cokolwiek o prognozowanym powrocie z uziemienia B737 Max, bo kiedy podaję jakiś przewidywany termin, to natychmiast coś się wydarza — mówił w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Patrick Ky, dyrektor generalny Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA). Jego zdaniem jednak Boeing zrobił ogromne postępy w uzdatnianiu maszyn. Opierał to na opinii osób, które EASA wysłała do fabryki Boeinga w Seattle, gdzie nad powrotem modelu Max pracuje około 40 ekspertów agencji. — Naprawdę widzę światełko w tunelu — mówił. I uznał, że połowa roku to realny termin ponownego certyfikowania Maxów. – Inna rzecz jest jednak kiedy maszyna będzie już gotowa, a inna kiedy ostatecznie będzie mogła polecieć z pasażerami, do czego potrzeba przeszkolonych pilotów. Być może to jest właśnie powód, dla którego włączenie tych maszyn do zwykłych operacji zostało przesunięte na koniec lata.

Dla linii lotniczych to fatalna wiadomość. Southwest przyznał, że z powodu przesunięcia terminu będzie musiał w szczycie sezonu odwoływać codziennie 371 rejsów z 4 tys. zaplanowanych.

Kilka dni temu okazało się, że zdaniem inspektorów w Maxach inaczej powinny być poprowadzone wiązki przewodów elektrycznych – teraz są zbyt blisko siebie, co może wywołać spięcie i przyczynić się do kolejnej tragedii, jeśli piloci nie zareagują odpowiednio. Boeing odmawia argumentując, że wszystko jest w porządku. Tak samo przewody są bowiem położone w innych modelach B737, które mają za sobą 205 mln godzin lotów bez żadnych problemów z tego powodu.

Równolegle Boeing i FAA dokonują przeglądu działania dwóch oprogramowań. I też nie wiadomo, kiedy się one zakończą.

Dotąd Boeing wydał 1,4 miliarda dolarów na odszkodowania dla przewoźników, którzy ponieśli straty z tytułu uziemienia Maxów. A to tylko część kwoty, ponieważ niektóre linie, takie jak na przykład LOT, czekają na powrót tych maszyn, żeby oszacować ostateczne straty. Greg Smith, wiceprezes Boeinga ds. finansowych, przyznał, że większość odszkodowań zostanie wypłaconych w tym roku.

W tej chwili już wiadomo, że przy obecnym wstrzymaniu produkcji Maxów potrzeba będzie kilku lat, aby można było rozkręcić ją do liczby 57 maszyn miesięcznie, jakie Boeing zapowiadał już na koniec tego roku.