TO BYŁ ROK… Adamowicz: Przekujmy tę trudną lekcję w sukces

Przeszliśmy Armagedon. Na początku pandemii nikt nie spodziewał się, że działalność trzeba będzie zawiesić na tak długo. Na szczęście wielu firmom w branży turystycznej i MICE udało się przetrwać – i to jest sukces.

Publikacja: 18.12.2020 02:16

TO BYŁ ROK… Adamowicz: Przekujmy tę trudną lekcję w sukces

Foto: Łukasz Adamowicz: To był armagedon. Fot. archiwum prywatne

Już niedługo rok 2020 odejdzie do historii. W turystyce miał być kolejnym rokiem wzrostu, sukcesu, zysku. Tymczasem nazwanie go okropnym lub strasznym będzie eufemizmem. Branża zapamięta go jako rok zapaści. Firmy i pojedynczy przedsiębiorcy jeszcze długo będą leczyć rany, jakie zadał im kryzys wywołany koronawirusem.

Ale jak to zwykle bywa, trudności są też często szansą na zmiany, na zdobywanie nowych umiejętności, na spojrzenie z boku na biznes i własne życie. Pytamy menedżerów branży turystycznej, jaki to był rok* dla nich zawodowo i prywatnie. Co uznają za sukces, a co za porażkę?

Dzisiaj rok 2020 podsumowuje Łukasz Adamowicz, wiceprezes Grupy BFC, wiceprezes Stowarzyszenia Organizatorów Incentive Travel, członek Rady Przemysłu Spotkań i Wydarzeń, w ostatnich miesiącach jeden z aktywniejszych negocjatorów w rozmowach z rządem na temat pomocy dla branży turystycznej i MICE.

– W lutym, kiedy musiałem odwołać wyjazdy incentive, nie spodziewałem się, że skala pandemii będzie tak ogromna. To był armagedon, nasza firma odczuła kryzys z każdej strony – i jako hotel, i jako organizator wyjazdów motywacyjnych dla firm, i jako organizator wyjazdów indywidualnych. Nie przypuszczaliśmy, że będziemy na przemian zamknięci i otwarci przez prawie rok. Najgorsza w tym wszystkim była, i ciągle jeszcze jest, niepewność, kiedy będzie można wrócić do normalnej działalności operacyjnej.

CZYTAJ TEŻ: Branża turystyczna: Ograniczenie ferii, to pogłębienie naszej zapaści

Mimo wszystko dostrzegam pewne pozytywy tej trudnej sytuacji. Na pewno za sukces trzeba uznać, że tak wielu firmom z naszych sektorów udało się przetrwać do dziś. Niewątpliwie po stronie „ma” w bilansie zapisuję powołanie Rady Przemysłu Spotkań i Wydarzeń, a także to, że połączyliśmy siły turystyki i MICE we wspólnej walce o wsparcie.

Praktyka pokazała co prawda, że nie da się prowadzić negocjacji z rządem w imieniu całej turystyki, a podział na segment wyjazdowy, hotelowy i przemysłu spotkań daje lepsze efekty, ale jeśli spotkają się trzy, cztery organizacje, czy merytoryczne sztaby kryzysowe, łatwiej wypracować wspólne stanowisko. I to się udało.

Dzięki zaangażowaniu społecznemu wielu osób przedsiębiorcy turystyczni zostali objęci, przynajmniej częściowo, pomocą rządową. Mam na myśli tarczę PFR, odroczenie zwrotów pieniędzy za niezrealizowane wyjazdy o 180 dni dla touroperatorów, powstanie Turystycznego Funduszu Zwrotów, zwolnienie z ZUS i postojowe. Co prawda, nie każdy z tych ulg może skorzystać, ale większość zdołała z ich pomocą przetrwać do dziś.

ZOBACZ TEŻ: Polska branża spotkań podniesie się w 2023 roku

Nie udało się jednak przekonać opinii publicznej, że gospodarka Polski nie jest już oparta na węglu, ale w coraz większym stopniu na usługach i wiedzy. – Cały czas tłumaczymy, jaki wpływ ma turystyka, w tym MICE, na tworzenie miejsc pracy, ale nadal wiele osób nie rozumie, że aby punkt z goframi przy molo mógł funkcjonować, wcześniej muszą powstać hotele, w których będą mogli zatrzymać się turyści biznesowi. A ci z kolei przyjadą, jeśli organizatorzy spotkań przygotują dla nich konferencję lub kongres. Jeśli więc przetrwają ci ostatni, pracę będą mieć też piloci, przewodnicy, właściciele sklepów i punktów usługowych. Ten łańcuch zależności jest oczywiście o wiele dłuższy.

Ubolewam też, że przemysł spotkań postrzegany jest tylko przez pryzmat przyjemności, czy nawet widzimisię. – Ludzie nie dostrzegają znaczenia choćby spotkań biznesowych. Od lat nie są to mocno zakrapiane imprezy, to przede wszystkim godziny wytężonej pracy, transfer wiedzy i budowanie relacji, które później przekładają się na przychody, zyski, podatki, słowem na gospodarkę.

Nadal wiele osób nie wierzy w trudną sytuację turystyki. – Niektórym wydaje się, że skoro w wakacje można było pojechać do Władysławowa, to wszystkie hotele, w tym te miejskie, biura podróży, czy agencje eventowe też mają się dobrze. A to nieprawda.

Nasza firma, Grupa BFC, ponosi konsekwencje pandemii. Zainwestowaliśmy w utrzymanie zespołu i gotowości operacyjnej. To się opłaciło, latem szybko wróciliśmy do gry, ale od późnej jesieni znów nie możemy działać.

Teraz sytuacja jest trudna, bo nie wiadomo, co i w jakim zakresie wolno robić. Kiedy nasz hotel będzie mógł znowu działać? To samo dotyczy działu turystyki biznesowej i indywidualnej. Dla BFC sezon zimowy jest bardzo ważny, bo od 28 lat organizujemy wyjazdy narciarskie. Na razie do połowy stycznia nie możemy tego robić.

WARTO: Przemysł spotkań i hotelarze manifestują w Warszawie

W trakcie roku udało się dostosować do dynamicznej sytuacji i zrealizować kilka projektów – wyjazdy biznesowe dla niewielkich grup, a w miejsce uczestników konferencji ściągnąć do hotelu gości indywidualnych. Był to jednak biznes w mniejszej skali niż zwykle. Dodatkowo każdy miesiąc niepewności sprawia, że trudniej się rozmawia z klientami, trudniej też utrzymać relacje biznesowe.

W sferze prywatnej było trochę lepiej. Miałem nieco więcej czasu dla rodziny, pierwszy raz od wielu lat przez cały miesiąc nigdzie nie wyjeżdżałem.

Przyszedł też moment, żeby zastanowić się nad przyszłością. W ostatnich latach nigdy nie było na to czasu. Myślę, że mimo wszystko przetrwałem ten rok w dobrej kondycji psychicznej, chociaż po tym maratonie ciężkiej pracy i napięcia jestem zmęczony.

Na przyszły rok życzę sobie, żeby pandemia wreszcie się skończyła, i żeby branża umiała wykorzystać osiągnięcia zrywu, do którego zmobilizowało nas wspólne nieszczęście. Chciałbym, żeby pomysły, które pojawiły się w trakcie wielu dyskusji zaprocentowały i żebyśmy potrafili tę trudną lekcję, którą dostaliśmy od życia, przekuć w sukces.

*CZYTAJ INNE WYPOWIEDZI Z CYKLU:

TO BYŁ ROK… Bieszyński: Dostałem wycisk, ale niczego nie żałuję

TO BYŁ ROK… Dybaś: Marzę, by znowu usiąść w kawiarni wśród ludzi

Już niedługo rok 2020 odejdzie do historii. W turystyce miał być kolejnym rokiem wzrostu, sukcesu, zysku. Tymczasem nazwanie go okropnym lub strasznym będzie eufemizmem. Branża zapamięta go jako rok zapaści. Firmy i pojedynczy przedsiębiorcy jeszcze długo będą leczyć rany, jakie zadał im kryzys wywołany koronawirusem.

Ale jak to zwykle bywa, trudności są też często szansą na zmiany, na zdobywanie nowych umiejętności, na spojrzenie z boku na biznes i własne życie. Pytamy menedżerów branży turystycznej, jaki to był rok* dla nich zawodowo i prywatnie. Co uznają za sukces, a co za porażkę?

Pozostało 90% artykułu
Nowe Trendy
Ukraina planuje turystykę po wojnie. Na razie pokazuje odwagę swoich obywateli
Nowe Trendy
Prezes Polskiej Izby Turystyki: Bądźmy ambasadorami Polski. To się opłaci
Nowe Trendy
Opozycja bojkotuje sejmową podkomisję do spraw turystyki. "Nie ma zgody"
Nowe Trendy
Znana sieć hoteli ogranicza marnowanie jedzenia. Pokaże, że dba o środowisko
Nowe Trendy
Brytyjska branża turystyczna: 80 pensów na promocję kraju to za mało