W imieniu przewoźników, których samochody utkwiły na Białorusi interweniował 16 września rano w MWSIA poseł Witold Tumanowicz z Konfederacji. Spotkał się z sekretarzem stanu w MSWiA Wiesławem Szczepańskim. Usłyszał jednak, że granica pozostanie bezterminowo zamknięta, a samochody nie wrócą wcześniej do Polski.
Resort tłumaczy, że najważniejsze jest bezpieczeństwo Polski, czym jednak nie przekonuje przedsiębiorców. – Chcemy, aby państwo stanęło po stronie polskich firm. Informacja o zamknięciu przejść podana z 50-godzinnym wyprzedzeniem jest niewystarczająca, aby wszystkie auta mogły wrócić. Typowy przejazd trwa dobę w jedną stronę, dobę potrzeba na powrót i dwie doby na przeładunek. Domagamy się informacji, kiedy samochody zostaną wpuszczone do Polski i w jaki sposób się to odbędzie. Tysiąc aut to kilkaset firm, zatem problem jest poważny – podkreśla przewodniczący Komitetu Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu z siedzibą w Siedlcach Rafał Mekler. Dodaje, że jeśli nie będzie ruchu ministerstwa, „to będziemy musieli zareagować w inny sposób”.
Czytaj więcej
W samochodach osobowych, lekkich pojazdach użytkowych i pojazdach ciężarowych elektryfikacja będz...
Przewoźnicy martwią się o utrzymanie firm i swój majątek. Uwięziony na Białorusi przeciętny zestaw składający się z ciągnika i naczepy ma wartość co najmniej 200 tys. zł, zatem łącznie to 200 mln zł. Niektórzy przewoźnicy mają po stronie białoruskiej same naczepy.
Polskie samochody po rozładunku mają 10 dni na opuszczenie kraju. Taki czas dają władze białoruskie, które jednocześnie nie wypuszczają polskich samochodów przez terminale graniczne z innymi państwami. Zatem polskie samochody nie wyjadą z Białorusi przez granicę z Litwą.