Zabrakło jej pewnie ze 20 centymetrów. Za niska, aby uklęknąć, musiała stanąć wyprostowana jak struna: najpierw przy konfesjonale, dzień później – balaskach. I był to kolejny, chyba rozstrzygający argument, że wybraliśmy odpowiedni moment, nie było na co czekać. Wchodząc do świata, w którym gesty odzyskują swoje właściwe znaczenie, pierwsza odebrana przez nią lekcja zabrzmiała: klękanie jest tylko dla tych, którzy potrafią stać wyprostowani; dla mocnych i odważnych, tchórze nie mają tu czego szukać. Spuszczenie wzroku, ugięcie kolan w tym konkretnym miejscu i czasie znaczy coś dokładnie przeciwnego niż gdziekolwiek indziej. Schylasz się po to, żeby coś odzyskać, a nie oddać; nie tyle oddajesz hołd, co samemu go przyjmujesz.