Najpierw zepsuł się airbus A321, który miał zabrać na Korfu 215 klientów biur podróży. Później maszyna A320, która miała lecieć ze 100 pasażerami na Majorkę.

Kiedy udało się już naprawić usterki, przewoźnik zdecydował się skierować samoloty na inne trasy, żeby nie kumulować opóźnień, nie powodować efektu domina. Chociaż jednak środowe awarie wpłynęły na opóźnienia części połączeń tego przewoźnika – czwartkowy lot z Katowic do Hurghady z godz. 5.15 był opóźniony o ponad sześć godzin. Opóźnienie odnotował także rejs z Katowic do macedońskiej Ochrydy.

Ostatecznie wczorajszy samolot na Korfu z godziny 6.35 ma odlecieć dzisiaj o 20.40. Kiedy polecą turyści na Majorkę (planowany odlot środa 10.25) – nie wiadomo. – Dwoimy się i troimy szukając po całej Europie i szerzej pilotów – mówi nam Tomasz Ostojski ze Small Planet. – Choć mamy już sprawne maszyny, brakuje nam załogi. Idzie weekend, kiedy ruch jest dużo większy i wszyscy są zajęci. Jesteśmy też gotowi wynająć całą maszynę z załogą, ale i takie rozwiązanie jest teraz niemożliwe – wyjaśnia. – Nie będę oszukiwał, że nie wiemy, kiedy polecą klienci mający wczasy na Majorce. Może za kilka godzin, a może później. Na razie część z nich czeka na sygnał w domach, a część zakwaterowaliśmy w hotelach.

Na szczęście ufało się przywieźć do Polski pasażerów, którzy czekali na powrót z Korfu. Były miejsca w innym samolocie. Natomiast na Majorce na powrót czeka 120 osób – relacjonuje Ostojski.

Small Planet miał już podobne kłopoty w środku sezonu letniego dwa lata temu („Small Planet: Awaria zażegnana”). Po tamtej sytuacji zapewnił, że zapewni samoloty rezerwowe (jeden miał być do dyspozycji w Polsce, drugi w bazie w Niemczech), a także poprawi warunki zatrudnienia i wynagrodzenia pilotom, żeby utrzymać ich w firmie („Small Planet przeprasza za spóźnienia”). Wiadomo, że z brakiem załóg boryka się obecnie wiele linii lotniczych na świecie.