Rafał Milczarski zapewnia, że protest części pracowników nie zakłóci działania firmy. Podważa też informacje związkowców dotyczące poparcia dla strajku wśród pracowników LOT-u. Według niego nie jest ono duże.

Zdaniem prezesa związki nie mają podstawy prawnej do podjęcia tak radykalnej akcji i dlatego zapowiada, że policzy wszystkie straty firmy spowodowane protestem i obciąży nimi organizacje związkowe. Na razie wymienia kwotę 20 milionów złotych za każdy dzień strajku.

Zapewnia zarazem pasażerów, że to jedynie forma zastraszania i nie wpłynie na pracę przewoźnika. – To jest bezczelne straszenie podróżnych, za które serdeczne przepraszam. Jest ono biznesowo nieakceptowalne, a po ludzku – zwyczajnie nieuczciwe – mówi Milczarski.

Związkowcy domagają się przywrócenia regulaminu pracy z 2010 roku i poprawy warunków zatrudnienia. Żądają też odwołania prezesa LOT-u.

Zapowiadają, że strajk w firmie zostanie zorganizowany prawdopodobnie na początku trzeciej dekady września. Ma się to zbiec z protestami części pracowników sfery budżetowej, które są planowane na 20 – 22 września. Z przeprowadzonego w marcu i kwietniu referendum wśród pracowników PLL LOT wynika, że za protestem opowiada się ponad 50 procent głosujących.