Lokalizacja przy szerokiej plaży i bliskość termalnych wód siarkowych – to główne atrakcje Polskiego Domu w Świętym Konstantynie pod Warną. W PRL wypoczywali w nim urzędnicy, a po 1989 r. władze próbowały przestawić go na działalność komercyjną. Nie udało się. Jak dowiedziała się „Rz", od marca nie jest w nim prowadzona działalność wypoczynkowa. Nieoficjalnie urzędnicy mówią, że rząd chce oddać nieruchomość Bułgarom, w zamian otrzymując inną. Oznaczałoby to przypieczętowanie losów jedynego rządowego ośrodka za granicą.
Jego historia sięga 1928 r., gdy car Bułgarii Ferdynand ofiarował Polakom skrawek wybrzeża za pomoc w usuwaniu skutków trzęsienia ziemi. Budowę ukończono w 1935 r., a przed wojną odwiedzało go około 500 gości z Polski rocznie.
Po wojnie pierwsi goście pojawili się w latach 60. Byli to wyłącznie urzędnicy z administracji centralnej. Jednak ośrodek szybko się degradował. Były szef SLD Krzysztof Janik, który wypoczywał w nim w 1989 r. opowiada, że już wtedy standard był niski.
– To był typowy socjalistyczny baraczek. Do jedzenia nic nadzwyczajnego. Jakaś kiełbasa, jakaś mielonka. Żadna rewelacja – poza ciepłym morzem – wspomina.
Po 1989 r. ośrodek otwarto dla wszystkich turystów, jednak miał problemy z rentownością. Rząd oszczędzał na remontach, a letników odstraszał fakt, że w niektórych okresach do Świętego Konstantyna latały cieszące się złą opinią rządowe tupolewy. – Na wybrzeżu rosła konkurencja, a gwoździem do trumny była budowa nowoczesnego hotelu przy samej plaży, zasłaniającego widok na morze – opowiada jeden z urzędników KPRM.