Sankcje Unii Europejskiej uziemiły dotowaną przez rosyjski rząd linię lotniczą Dobrolot. Głównym zadaniem tego latającego od 10 czerwca przewoźnika był transport turystów na Krym. Europejscy politycy uznali, że w ten sposób Dobrolot wpisał się w proces integracji anektowanego półwyspu z Rosją. Liniom lotniczym odmówiono więc m.in. możliwości korzystania z unijnych danych nawigacyjnych.

W odwecie Moskwa może ograniczyć albo nawet całkowicie zamknąć przestrzeń powietrzną dla unijnych samolotów przelatujących nad Syberią. Wprowadzenie takiego zakazu wydłużyłoby loty do Azji - głównie do Chin, Japonii i Korei Południowej - a także zwiększyło ich koszty. Zakaz uderzyłby przede wszystkim w Lufthansę, British Airways i Air France.

O sprawie napisała gazeta „Wiedomosti", według której rozmowy na ten temat trwają już między resortami transportu i spraw zagranicznych. Służby prasowe obu ministerstw odmówiły jednak komentarza w tej sprawie. Rzeczniczka rządu Natalia Timakowa poinformowała jedynie, że do gabinetu premiera nie wpłynęły dotychczas żadne dokumenty, dotyczące tej kwestii. Natomiast rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow stwierdził, że nic na ten temat nie wie, ale w jego opinii loty nad Syberią przynoszą Rosji duże korzyści finansowe. - Trzeba rozważyć wszystkie za i przeciw, żeby nie zrobić takiego błędu jak Europejczycy i Amerykanie i nie uderzyć się samemu młotkiem po głowie - dodał Pieskow.

Loty nad Syberią są bardzo popularne wśród europejskich przewoźników, bo znacznie skracają trasę z Europy do Azji. Moskwa zezwoliła na nie w latach 70. ubiegłego wieku. Zachodnie linie lotnicze płacą za każdy przelot. Szacuje się, że ZSRR zarabiał na tych lotach do 500 mln dolarów rocznie. Pieniądze te trafiały do państwowego Aerofłotu. Obecnie narodowy przewoźnik Rosji otrzymuje co roku z tego tytułu około 320 mln euro.

W ocenie analityka Olega Pantelejewa zakaz lotów transsyberyjskich wydłużyłby trasy do Azji nawet o 1,5 godziny. Spowodowałoby to wzrost wydatków na paliwo, wynagrodzenia dla personelu i sprzęt, co z kolei postawiłoby europejskich przewoźników w trudnym położeniu w stosunku do azjatyckich linii lotniczych.