Narodowy fiński przewoźnik, należący w 55,8 procent do skarbu państwa, od lat apeluje do członków parlamentu, by zmienili prawo przypisujące go do sektora publicznego. Zmiany nie udało się jednak przeprowadzić ani byłej minister ds. państwowych Heidi Hautali, ani obecnemu centroprawicowemu rządowi. Wygląda na to, że temat ten nie powróci przed wyborami w 2019 roku.
Prezes Finnaira Pekka Vauramio powiedział ostatnio, że plan związania się z jakąkolwiek inną linią jest na razie nieaktualny. Przewoźnik, osiągający ok. 2,6 mld euro obrotu rocznie, zamierza więc rozwijać się samodzielnie, skupiając się na trasach do Azji. — Będziemy rozglądać się za możliwościami wzrostu i sami określać swoją przyszłość — wyjaśnił. Jeszcze we wrześniu 2017 roku na łamach magazynu „Arvopaperi” mówił jednak, że Finnair jest za mały, więc pomogłoby mu związanie się z większym partnerem.
Stosunki Finnaira z państwem od dawna są napięte. Członek rady odpowiedzialny za wynagrodzenie kierownictwa zapowiedział w marcu odejście, bo rząd skrytykował przyjęcie dodatku emerytalnego dla prezesa.
Finnair, walczący od kilku lat z konkurencją tanich linii, zaczął jednak ostatnio zwiększać zyski dzięki cięciu kosztów, tańszej ropie i skupieniu się na pasażerach podróżujących przez Helsinki z Europy do Azji. — Azja jest kierunkiem, po którym spodziewamy się wzrostu. Mamy bardzo dobre trasy do dużych miast, chcemy uruchamiać do nich dodatkowe loty codzienne — stwierdził Vauramo.
Akcje Finnaira zyskały niemal trzykrotnie w ciągu roku, obroty wzrosły zaś o 11 procent. Przewoźnik odebrał niedawno jedenastego A350, (był pierwszym klientem na ten samolot, kolejnych osiem maszyn otrzyma od Airbusa w najbliższych latach). Przewoźnik zastanawia się też nad wymianą samolotów wąskokadłubowych latających po Europie, ale nastąpi to pewnie dopiero koło 2025 roku.