Dreamliner dziewiątka to za mało
LOT właśnie odebrał dziewiątego Dreamlinera, pierwszego z serii B787-9, którym może przewieźć prawie 300 pasażerów. Z taśm produkcyjnych Boeinga zjechały już kolejne dwie maszyny tego typu. Wkrótce po nich doleci z Seattle kolejna. Wtedy LOT będzie miał 12 Dreamlinerów, czyli będzie jednym z większych właścicieli tych samolotów w Europie. — Dreamliner w wersji 9. to najlepiej dopasowany model do naszych obecnych potrzeb. Być może w przyszłości zdecydujemy się na jeszcze większego boeinga 787-10, największą maszynę z serii, ale taką decyzję podejmiemy dopiero kiedy Boeing zdecyduje się sprzedawać te samoloty taniej. Na razie są one dla nas zbyt drogie. Zresztą przy flocie i przewozach pasażerskich, jakie będziemy mieli za kilka lat, powoli będziemy już wchodzić w taką wielkość firmy, że realne stanie się rozważenie różnych producentów maszyn dalekiego zasięgu. Najlepsze warunki uzyskuje się kiedy ma się na stole konkurencyjne oferty — tłumaczy Milczarski.
Może Budapeszt, może Rzeszów
Strategia rozwoju na lata 2020-2027 znacznie przerasta możliwości oferowania ruchu przesiadkowego przez warszawskie Lotnisko Chopina. — Może będzie to Kraków, może Rzeszów, może Budapeszt, a może inne porty – mówi Milczarski.
Ze stolicy Węgier pierwsze loty LOT-u do Stanów Zjednoczonych ruszają 3 maja. Ale nie jest wykluczone, że odlecą stamtąd kolejne, po połączeniu Kraków-Budapeszt, rejsy do miast europejskich. LOT już zatrudnia Węgrów, którzy zdaniem polskiego personelu pokładowego znakomicie integrują się z naszymi załogami. — Zatrudniliśmy już w Budapeszcie kilkadziesiąt osób i na rejsach atlantyckich będą latały polsko-węgierskie załogi. Dzięki temu pasażerowie z Węgier będą mieli produkt najlepiej dopasowany do swoich potrzeb. Nieustannie szukamy nowych pracowników. Obsada pokładu każdego rejsu długodystansowego to 10 osób plus trzech pilotów. Warto dodać, że chcąc utrzymać taką maszynę prawie cały czas w powietrzu potrzebne są trzy zmiany pilotów i stewardes – wyjaśnia Milczarski.
Gotówka na gorsze czasy
W roku 2017 LOT wypracował 288 milionów złotych zysku operacyjnego (wynik nie jest jeszcze zatwierdzony przez audytora). I ma zapas gotówki w wysokości 600 milionów złotych. Budżet tegoroczny przewiduje natomiast zysk na poziomie 225 milionów złotych. — Planujemy ostrożnie, w ubiegłym roku też zakładaliśmy mniejszy zysk niż ostatecznie uzyskaliśmy. W tym roku też prognozujemy zysk na realnym do osiągnięcia poziomie. Nie możemy zakładać agresywnych wyników finansowych, ponieważ warunki operowania nieustannie się zmieniają: wahają się ceny paliw, zmienne są kursy walut. Nic nie jest dane na pewno. Choć oczywiście mam nadzieję, że uda nam się wypracować wyższy zysk.
A pomysł na gorsze czasy? Koniunktura w transporcie lotniczym trwa już kilka lat. — Nie ma innej możliwości, jak oszczędzanie zarobionej gotówki na trudne czasy. Jestem tutaj bezwzględny. Nie wyobrażam sobie rozrzucania pieniędzy choćby na podwyżki, które nie wiążą się ze wzrostem zaangażowania pracowników i efektywności firmy. Na to zgody nie ma – mówi prezes LOT-u.