Jak mówili podczas na konferencji prasowej szefowie dwóch organizacji, około 800 pracowników LOT-u (z 1600 etatowych) opowiedziało się za akcją protestacyjną, co oznacza, że mandat do przeprowadzenia tej akcji jest silny.
Szef związku zawodowego pilotów w LOT Adam Rzeszot przeprosił pasażerów za utrudnienia, jakie mogą ich spotkać tego dnia. – Zostaliśmy do tego zmuszeni do strajku – mówił. Związkowcy domagają się rozmów z kierownictwem LOT-u o zmianie zasad wynagradzania pracowników. Mają pretensje, że spółka nie zatrudnia personelu pokładowego ipilotów na umowy o pracę, lecz na komercyjne kontrakty. Oznacza to, że pracownicy nie mają żadnych praw pracowniczych. Dodał, że związkowcy żądają powrotu do zasad wynagradzania, które za zgodą pracowników zostały zawieszone na czas obowiązywania programu ratunkowego.
Rzeszot zarzucił między innymi szefostwu spółki stosowanie niejasnych zasad wynagradzania, twierdził, że sam prezes dostał za 2016 rok, kiedy firma uzyskała pierwszy od lat, niewielki zysk, 1,5 miliona złotych nagrody. Zasugerował, że za 2017 kiedy zysk był dużo większy, nagroda może wzrosnąć nawet dziesięciokrotnie.
Jak mówiła przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Monika Żelazik, związkowcy nawołują do strajku po trzech latach niemożności dojścia z zarządem do porozumienia. Pytana, jak długo będzie trwał protest odpowiedziała, że nie ma on zakreślonego ograniczenia. – Będziemy protestować, dopóki nie zostaną spełnione oczekiwania pracowników – podkreśliła.
Wczoraj prezes LOT-u Rafał Milczarski powtórzył, że zapowiadany strajk będzie nielegalny. Jego zdaniem z sześciu związków będących w sporze zbiorowym z firmą, decyzję o proteście podjęły tylko dwa. Tymczasem Żelazik i Rzeszot zapewniają, że wszystkie związki są za strajkiem.