Zwolennicy rozbudowy od dawna argumentowali, że bez trzeciego pasa największe lotnisko w Europie pod względem liczby pasażerów pozostanie w tyle za Frankfurtem czy Amsterdamem. Po rozbudowie z portu lotniczego skorzysta około 130 milionów pasażerów rocznie. Dziś jest to 85 milionów.
Rząd mówi, że w wyniku decyzji o rozbudowie zatrudnienie znajdzie około 100 tysięcy ludzi, a podatnik nie wyda na nią ani pensa. Minister transportu Chris Grayling deklaruje też, że obowiązywać będą ścisłe normy dotyczące hałasu i zanieczyszczenia, a także, że rozbudowa zwiększy liczbę połączeń krajowych, co dodatkowo wpłynąć ma pozytywnie na gospodarkę.
Rozbudowa niepokoi ekologów i działaczy miejskich obawiających się o stanem powietrza w stolicy. Wiązać się też będzie ze zburzeniem domów w okolicy planowanego nowego pasa. „Czuję się jakbym nie miał politycznej reprezentacji. Zniszczą mi dom i nieważne, co powiem” – skarżył się jeden z mieszkańców w rozmowie z BBC.
Minister skarbu w lewicowym gabinecie cieni nazwał rozbudowę portu „zagrożeniem dla planety”. Wielu posłów Partii Pracy poparło jednak powiększenie lotniska. Od lat sprzeciw wyraża natomiast Boris Johnson, były burmistrz miasta. Obecny szef brytyjskiej dyplomacji deklarował kiedyś, że „położy się na drodze buldożerów”. Dziś nie było go w kraju, odbywał wizytę w Afganistanie. Przysłał swoim wyborcom list, w którym tłumaczy, że jego obecność i sprzeciw w Izbie Gmin nie odwróciłyby losów głosowania. „Za” było 415 deputowanych, „przeciw” 119.