Prezes Wizz Aira: Nie będę współpracował z LOT-em

Nie mam pewności, czy polski przewoźnik przetrwa, i bardzo wątpię, czy utrzyma połączenia z Węgier do Stanów Zjednoczonych – mówi prezes Wizz Aira Jozsef Varadi

Publikacja: 08.08.2017 07:18

Jozsef Varadi

Jozsef Varadi

Foto: Bloomberg

Danuta Walewska: Macie zysk i nowe samoloty. Ceny akcji w Londynie poszły w górę i nie reagują na niekorzystne informacje o brexicie. W jakim kierunku będzie się teraz rozwijał Wizz Air?

Jozsef Varadi: Rzeczywiście, mamy dobre wyniki przewozowe i finansowe. Liczba pasażerów, którzy polecieli z nami w pierwszym kwartale roku finansowego 2017/2018, wzrosła o 25 procent, a zysk netto zwiększył się do ponad 58 milionów euro. To wszystko w sytuacji, gdy rozwijaliśmy siatkę połączeń w tempie dotychczas nienotowanym. Co przecież jest kosztowne.

Nie obawiamy się brexitu, bo cały czas latamy także do krajów, które nie są członkami Unii Europejskiej. Otworzyliśmy bazę na lotnisku w Luton, uruchomiliśmy zupełnie nowe kierunki, jak Rosja, Kazachstan i Maroko. I chcemy kontynuować rozwój, a żeby to było możliwe, właśnie podpisałem umowę na dostawy kolejnych dziesięciu airbusów 321. W marcu 2020 roku będziemy mieć w naszej flocie ponad 120 maszyn. Czyli przed nami dalszy wzrost.

Naszym najważniejszym rynkiem pozostaje Polska. W 2016 roku zanotowaliśmy tutaj 13-procentowy wzrost liczby pasażerów, od początku 2017 roku jego tempo przyspieszyło do 17 procent. I takich wyników oczekuję w najbliższych latach.

Włączacie do floty nowe maszyny, otwieracie nowe kierunki, co wiąże się z wysokimi kosztami, a przecież nowe połączenia nie są od razu rentowne. Skąd w takim razie zysk?

Staramy się utrzymać jak najniższe ceny biletów, ale jednocześnie również najniższe koszty. Wizz Air stał się przewoźnikiem o praktycznie najmniejszych kosztach. To nasza przewaga nad liniami tradycyjnymi.

Z drugiej strony podróże lotnicze stały się towarem jak każdy inny. To zaś, że linie lotnicze otwierają połączenia z coraz większą liczbą miast, pozwala dotrzeć do większej liczby pasażerów, którzy nie chcą przepłacać za lot. Dlatego moim zdaniem na rynku niedługo pozostaną jedynie przewoźnicy, którzy będą mogli oferować bardzo niskie ceny biletów. Natomiast linie, w których koszty nadal są wysokie, będą miały potężny problem, żeby utrzymać się na rynku.

Wizz Air to już nie tylko linia lotnicza. Macie Wizz Tours, czyli własne biuro podróży. Planuje pan kolejne usługi?

Wizz Tours sprzedaje bilet lotniczy i nocleg w hotelu, bo bardzo szybko się zorientowaliśmy, że nasi pasażerowie nie tylko latają, ale również mieszkają w hotelach i wynajmują samochody. Uznaliśmy więc, że na takich usługach także można zarobić. Dlatego na naszych stronach internetowych można kupić już wszystko, co jest związane z podróżą. Na razie usługa ta jest w fazie testów, ale została pozytywnie odebrana przez rynek. Przy tym Wizz Tours jest oddzielną firmą, ale mamy dla niej plany rozwoju. Tym bardziej, że nasza strona internetowa jest szóstą najpopularniejszą na świecie pod względem liczby odsłon wśród stron linii lotniczych. Na tym właśnie zamierzamy budować nasz biznes.

Od sezonu zimowego nie będziecie pobierać opłat za większy bagaż podręczny. Zmusiła was konkurencja stosująca podobne zasady?

Powodem takiej decyzji były uwagi naszych pasażerów i sygnały z rynku, gdzie chwalono naszą sieć połączeń, łatwość, z jaką można kupić bilet, ale jednocześnie krytykowano opłaty za większy bagaż przewożony w kabinie. Od października będzie więc można wnieść bezpłatnie na pokład bagaż podręczny większy o połowę od tego, jaki jest dozwolony teraz. Ale z góry ostrzegamy – nie każdy pasażer będzie mógł skorzystać z takiej możliwości, ponieważ na pokładzie możemy pomieścić 110 takich walizek, a miejsc dla pasażerów w naszych airbusach 320 jest po 180. Czyli około 70 bagaży podręcznych będzie musiało polecieć w luku, oczywiście bezpłatnie. Jednocześnie wprowadzamy płatną usługę pierwszeństwa w wejściu na pokład, co oznacza nie tylko możliwość pierwszeństwa w zajmowaniu miejsc, ale również gwarancję, że walizka znajdzie się na pokładzie, a nie w luku.

Wizz Air zmienia się też od środka. Ostatnio doszło do dużej wymiany kadry zarządzającej. Do nowych celów potrzeba nowych ludzi?

Do zarządu przyszły trzy nowe osoby. Jest m.in. nowy wiceprezes i nowy dyrektor finansowy. Wizz Air staje się coraz większą organizacją, która musi pozostać sprawna. Zatrudniamy ponad trzy tysiące pracowników, tylko w ostatnim roku przyjęliśmy ponad 400 osób.

Niedawno Unia Europejska zniosła wizy dla Ukraińców. Wizz Air jest obecny na Ukrainie,  czy wzrósł popyt na bilety z lotnisk ukraińskich?

Zawsze po zniesieniu wiz ruch rośnie lawinowo. Byliśmy świadkami podobnej sytuacji w innych krajach. Dlatego zwiększyliśmy ofertę na rynku ukraińskim, liczba przewiezionych przez nas pasażerów wzrośnie tam o 100 procent. W przyszłym roku planujemy podwojenie liczby miejsc w naszych samolotach na Ukrainie.

Zaskoczył pana LOT, ogłaszając uruchomienie bezpośrednich połączeń na trasie Budapeszt – Nowy Jork i Budapeszt – Chicago?

LOT skorzystał z pomocy państwa, bo groziło mu bankructwo, co słono kosztowało polskich podatników. Pomyślałem wtedy, że Polska jest bardzo bogatym krajem, że pozwala sobie na taką rozrzutność. Teraz okazuje się, że polski podatnik będzie od maja przyszłego roku subsydiował także pasażerów węgierskich.

Niektórzy z tak zwanych narodowych przewoźników, korzystają z pomocy państwa, nie grają więc według zasad rynkowych. Wizz Air tymczasem postępuje według takich reguł. Dlatego z jeszcze większą uwagą będę obserwował, czy LOT rzeczywiście będzie w stanie przeżyć o własnych siłach, czy też kolejny raz będzie potrzebował pomocy państwa.

A nie patrzy pan na węgierską ofertę LOT-u jako na szansę na większy biznes dla Wizz Aira? Przecież moglibyście dowozić do Budapesztu pasażerów, którzy polecieliby za Atlantyk LOT-em?

Zacznijmy od tego, że nie mam pewności, czy LOT rzeczywiście przetrwa, i bardzo wątpię, czy utrzyma połączenia z Węgier do Stanów Zjednoczonych. Nie widzę  dla nas żadnych korzyści ze współpracy z LOT-em. Mamy własny model biznesowy i jesteśmy z niego w pełni zadowoleni.

Jozsef Varadi jest Węgrem, jednym z biznesmenów, którzy w 2003 r. założyli Wizz Air. Bezpośrednio przedtem był prezesem Maleva (znacznie później, bo w 2012 r., firma zbankrutowała), a jeszcze wcześniej przez 10 lat pracował w Procter & Gamble. Skończył ekonomię na Uniwersytecie Budapeszteńskim.

Danuta Walewska: Macie zysk i nowe samoloty. Ceny akcji w Londynie poszły w górę i nie reagują na niekorzystne informacje o brexicie. W jakim kierunku będzie się teraz rozwijał Wizz Air?

Jozsef Varadi: Rzeczywiście, mamy dobre wyniki przewozowe i finansowe. Liczba pasażerów, którzy polecieli z nami w pierwszym kwartale roku finansowego 2017/2018, wzrosła o 25 procent, a zysk netto zwiększył się do ponad 58 milionów euro. To wszystko w sytuacji, gdy rozwijaliśmy siatkę połączeń w tempie dotychczas nienotowanym. Co przecież jest kosztowne.

Pozostało 92% artykułu
Przejazdy
Bruksela: Zmusić koleje do sprzedawania biletów przez agentów internetowych
Przejazdy
Lotnisko Chopina – w lipcu najlepsze wyniki od początku pandemii
Przejazdy
Wizz Air: W sierpniu będziemy latać jak przed pandemią
Przejazdy
Lotnisko Chopina: W marcu czartery rosły nam najmocniej
Przejazdy
Zakaz lotów przedłużony do końca roku