W ostatnim czasie ukazało się wiele materiałów na temat LOT. W opublikowanym we wtorek felietonie redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej" Bogusława Chraboty ("LOT – dojna krowa z problemami") zostałem osobiście wywołany do tablicy. LOT jest w sytuacji, w której zrozumiałe jest, że więcej się od niego oczekuje. Dostał wsparcie, na które inne firmy, szczególnie te z sektora prywatnego, nie mogą liczyć. Zarówno ja, jak i wszyscy pracownicy mamy tego świadomość. Musimy dokonać w najbliższym czasie podwójnego wysiłku i wykazać przed obywatelami, że zasługujemy na pomoc, a także że będzie ona początkiem trwałej zmiany. Odpowiadam też redaktorowi Chrabocie, bo wiem, że LOT nie jest taki beznadziejny, jak go niektórzy opisują.
Obejmując stanowisko prezesa, wszedłem w toczący się już tryb prac nad szeroko rozumianą przebudową firmy. Nie lubię słowa „restrukturyzacja" (trwa ona w LOT od dziesięciu lat), ale faktem jest, że plan restrukturyzacji LOT mamy złożyć do 20 czerwca przed Komisją Europejską w Brukseli, celem uzyskania zgody na pomoc publiczną. W tym krótkim okresie musimy pokazać wszelkie elementy, które mają służyć temu, by LOT stał się w przyszłości rentowną linią lotniczą. Mam świadomość, że znajdujemy się na rynku, który błyskawicznie się rozwinął, a nasza 84-letnia historia, będąca naszą chlubą, jest jednocześnie ogromnym obciążeniem.
Mam też świadomość, że w ciągu ostatnich lat podjęliśmy w LOT też nietrafione decyzje, które doprowadziły do sytuacji, kiedy musimy wyciągać rękę po pomoc. Tym bardziej musimy w krótkim czasie zaadaptować się do obecnych warunków, pomijając to, co już za nami.
Nie szukam usprawiedliwienia pisząc te słowa, ale staram się wyjaśnić, że w lotnictwie pozornie wszystko jest łatwe. Czytając komentarze zawierające recepty na poprawę sytuacji LOT, nie mogę powstrzymać się od porównania do sytuacji piłkarskiej kadry narodowej – wszyscy znają się na piłce i wiedzą najlepiej, jak wygrać mundial. Przy każdym zdaniu krytyki LOT należy pamiętać o specyfice naszej sytuacji w odniesieniu do konkurencji. Naprzeciw nas stoją firmy ze znacznie większym zapleczem, których siła drzemie m.in. w elastyczności zatrudnienia, innych zasadach konkurencji, tańszym paliwie czy na przykład monopolach na swoich rynkach. Warto wspomnieć tu o liniach lotniczych, które weszły na europejski rynek na zasadach nieporównywalnych do tych, które obowiązują europejskich przewoźników. Chciałbym, by w każdym tekście o LOT, w którym jesteśmy porównywani do konkurencji, znalazły się też te informacje.
Trudno jest mi milczeć i przyjąć fakt, że jesteśmy oceniani przez pryzmat rozmowy na stacji benzynowej lub że informacja o kilkugodzinnym opóźnieniu staje się newsem numer 1 na osławionym już pasku w telewizjach informacyjnych. Szczególnie z tego powodu, że przy średnio ponad 162 rejsach dziennie to właśnie informacja o jednym opóźnionym locie się przebija, a nie ta, że LOT, uzyskując wynik blisko 90 proc. punktualności, zajmuje pierwsze miejsce w światowym rankingu Flights Stats 2012 w kategorii „Europe Major Airlines".