Od dzisiaj do tej daty wszystkie operacje lotnicze Transaero będą koordynowane przez Aerofłot, który już od jakiegoś czasu przymierzał się do przejęcia upadającego przewoźnika. A rosyjski minister transportu Maksim Sokołow zapewnił, że jeśli zbankrutowana linia nie będzie w stanie wykonać lotu, to wszyscy pasażerowie, którzy wykupili biletu Transaero, polecą albo Aerofłotem, albo którąś z linii należących do Grupy Aerofłotu — Rossyią, Donavią lub OrenAirem. Na polecenie rządu miejsca w swoich samolotach oferują także inne linie, S7 i UTair (który był bliski bankructwa pod koniec 2014 roku) oraz Ural Airlines.
Transaero, chociaż latał w rosyjskich barwach narodowych zawsze chciał być traktowany jak niezależny przewoźnik. Linia nie otrzymywała wsparcia od państwa, poza jednym preferencyjnym kredytem w wysokości 122 milionów euro, którego udzielił jej państwowy bank. Bankructwo i wstrzymanie lotów groziło tej linii już na przełomie roku 2014/2015.
Aerofłot nieustannie korzysta zaś z pomocy państwa, kasując ok 200 milionów dolarów rocznie z wpływów, jakie generują przeloty zagranicznych przewoźników nad Syberią. Dzięki temu nieustannie rośnie udział tej linii zarówno w przewozach na terytorium Rosji, jak i w lotach z i do tego kraju (37 procent).
Ale mimo to przewoźnik przynosi straty. W pierwszej połowie 2015 roku wyniosły one 20 milionów dolarów - mimo że linia zanotowała wzrost przewozów pasażerskich o prawie 6 procent. Do straty doprowadziła głównie konkurencja na rynku wewnętrznym oraz niskie ceny oferowane przez Transaero.
Kłopoty największego rywala zmuszają jednak Aerofłot do głębokiej restrukturyzacji. Konflikt z Ukrainą i zawieszenie komunikacji lotniczej z tego kraju z Rosją będą oznaczały potężne zmniejszenie dochodów. Już teraz wiadomo też, że dojdzie do połączenia mniejszych przewoźników.