Jak zawsze, gdy coś przemija, wszyscy są gotowi do formułowania wniosków i wygłaszania opinii. Nagradzają jednych, ganią innych. Każdy odnosi się jednak tylko do stanu swojej wiedzy, doświadczenia czy oczekiwań. Największą niewiadomą spośród tych kryteriów jest oczekiwanie właśnie, które jest nadzwyczaj subiektywnym i niemierzalnym odniesieniem w każdej ocenianej kategorii.
Te kilka słów poprzedza moje rozważania na temat dobiegającego końca, historycznie ważnego wydarzenia, jakim są mistrzostwa Europy w piłce nożnej Euro 2012.
Postęp cywilizacyjny
Pozwalam sobie na ocenę wpływu tej imprezy na polską turystykę i nierozerwalnie związanego z nim aspektu promocji naszego kraju w Europie i na świecie. W odniesieniu do zagadnień makroekonomicznych podtrzymuję swoją opinię zawartą w raporcie środowiska ekonomistów opracowanym we wstępnej fazie przygotowań. Wynika z niego, że ze względu na nadzwyczajną mobilizację państwa w każdym obszarze nastąpiło znaczące przyspieszenie inwestycji infrastrukturalnych. A przecież wiele z nich mogłoby nie powstać przez kolejne lata. To z kolei przyniesie wymierne efekty ekonomiczne w krótkim horyzoncie. Co stało się szczególnie istotne w okresie gigantycznych problemów gospodarczych i finansowych całego świata.
Niewątpliwym osiągnięciem w kategorii obywatelskiej jest nasz postęp cywilizacyjny. Prostym przykładem niech będzie podróż autostradą A2 z Warszawy do Berlina. Los umożliwił mi to przeżycie jako jednemu z pierwszych już kilka godzin po ogłoszeniu przejezdności trasy. Mając w pamięci znoszone przez dziesięciolecia siermięgę i niedostatek, gdy po pięciu godzinach jazdy z centrum Warszawy dojechałem do Berlina, poczułem się polskim Europejczykiem.
Hotelarze nie zarobili
Podczas organizacji Euro 2012 sukces odnieśliśmy też w innych dziedzinach. Jedną z nich jest turystyka