Pierwszy, 140-kilometrowy odcinek do Birmingham, który będzie kosztował prawie 33 miliardy funtów, ma być gotowy za 15 lat.

Ten kosztowny projekt głęboko podzielił Brytyjczyków. 18 lokalnych samorządów na trasie nowej linii zawiązało sojusz sprzeciwu, postulując mniejsze inwestycje w istniejącą infrastrukturę dróg i kolei, które dadzą im coś więcej, niż widok pędzącego za oknem ekspresu.

Były prezes Brytyjskiego Stowarzyszenia Przemysłu, lord Digby Jones ostrzega, że nawet mieszkańcy Birmingham nie mają się z czego cieszyć. - Niech nikt w Birmingham nie wyobraża sobie, że to wzmocni miasto gospodarczo. Birmingham stanie się po prostu najdalej na północ wysuniętym przedmieściem Londynu - ocenił.

Przeciwnego zdania jest Dan Large z Kampanii na Rzecz Szybich Kolei. Według niego szybka kolej pomoże w stworzeniu setek tysięcy miejsc pracy na północy i w środkowej Anglii. Pomoże zrównoważyć gospodarczo regiony.

Brytyjski rząd uznał, że wydatek prawie 33 miliardów funtów przyniesie korzyści w wysokości 47 miliardów.