Prezes Stowarzyszenia Hotelarzy z Teneryfy, Palmy, Gomery i El Hierro (Ashotel) Jorge Marichal mówi w rozmowie z portalem branżowym Hosteltur, że organizacja pracuje nad powołaniem własnego przewoźnika lotniczego. Pomysł narodził się po upadku Thomasa Cooka, zaangażować się w niego mieliby nie tylko właściciele bazy noclegowej, ale też inni przedsiębiorcy żyjący z turystyki.
Na razie projekt znajduje się w początkowym stadium. – Trudno przekonać ludzi zaangażowanych w jakiś biznes, żeby podjęli ryzyko i zaczęli działać w dziedzinie, na której się nie znają – przyznaje Marichal. – Myślę jednak, że wcześniej czy później Wyspy Kanaryjskie będą musiały mieć nowego przewoźnika. Nie wiem, czy to powinna być tradycyjna linia lotnicza, czy raczej działająca z touroperatorem.
CZYTAJ TEŻ: Wyspy Kanaryjskie tracą turystów
Obecnie największym problemem archipelagu jest brak odpowiedniej liczby miejsc w samolotach. – Widzimy, jak przewoźnicy stają się organizatorami, Jet2 stworzył jet2holidays, także esyJet zamierza wejść w segment touroperatorski. A im więcej pakietów przewoźnicy ci będą sprzedawać, tym mniej będzie na rynku samych przelotów – zauważa. Jak tłumaczy, taka sytuacja odbije się negatywnie na hotelarzach i internetowych agentach turystycznych, ponieważ nie będą mogli sprzedawać pokojów klientom indywidualnym. A to poważne zagrożenie, jeśli się weźmie pod uwagę, że biura podróży płacą hotelom dopiero, gdy przywiozą im gości.
Marichal obawia się, że branża hotelarska z Wysp Kanaryjskich powróci do sytuacji sprzed 20 lat, kiedy współpracowała z trzema dużymi touroperatorami. Ashotel zwraca uwagę na niebezpieczeństwa z tym związane, szczególnie teraz, kiedy Thomas Cook ogłosił upadłość.