Jak powiedział nam Tomasz Ostojski z czarterowej linii lotniczej Small Planet, przewoźnik wstępnie oszacował swoje straty na co najmniej 30 tysięcy euro. Jest to koszt nie tylko awaryjnego lądowania w Burgas, ale też opłat lotniskowych, terminalowych, handlingowych, koszt posiłku dla pasażerów, którym przerwano lot, a przede wszystkim koszt wysłania po nich drugiego samolotu z Polski.Pasażerowie dotarli do celu podróży, czyli Hurghady z dziesięciogodzinnym opóźnieniem.

Przypomnijmy, że wczoraj na pokładzie porannego samolotu z Warszawy do Hurghady jeden z pasażerów, mężczyzna w wieku 64 lat oświadczył jednemu z członków personelu pokładowego, że ma przy sobie ładunek wybuchowy. - Powtórzył to dobitnie dwa razy - relacjonuje Ostojski.

Pilot zachował się zgodnie z procedurami obowiązującymi w takiej sytuacji, wylądował na najbliższym lotnisku, na którym mógł, czyli w Burgas. Policja aresztowała pasażera grożącego bombą, który był pijany i tłumaczył, że wywołał alarm dla żartu.

- W poniedziałek z prawnikami naradzimy się, jak drogę postępowania wobec niego przyjąć - mówi Ostojski.

64-latek przebywa w bułgarskim areszcie. Został zatrzymany do wyjaśnienia, na 72 godziny.