Turyści z Państwa Środka zalewają świat. Zabiega o nich Wielka Brytania przygotowując specjalne oznaczenia w ich języku przy najważniejszych atrakcjach turystycznych. Stara się Szwajcaria jednocześnie broniąc kulturowych zasad Zachodu, jak poprawne korzystanie z toalety. Przed rokiem sam chiński prezydent musiał przywoływać swoich rodaków do porządku, by nie przynosili krajowi wstydu na wakacjach. Chiński turysta może być kłopotliwy, ale można też na nim zarobić.
Nowy sposób na przyciągnięcie uwagi chińskich biur podróży wymyśliła Rosja. Korzystając ze wspólnej, komunistycznej przeszłości obu państw zaproponowano wycieczki mające na celu zwiedzanie miejsc ważnych dla historii tego politycznego ruchu. Tzw. czerwona turystyka przyciągnęła do Rosji w ubiegłym roku ponad 410 tys. Chińczyków. W pierwszej połowie bieżącego roku zanotowano aż 200 tys. odwiedzin. Obywatele Państwa Środka stali się najliczniej przyjeżdżającym do tego kraju narodem.
Jednym z najczęściej odwiedzanych miast jest Sankt Petersburg. Od ostatniego roku liczba odwiedzających zwiększyła się o ponad 30 proc. Popularnością cieszą się także komunistyczne wycieczki objazdowe. W ciągu 8 dni można zwiedzić Moskwę, Ulianowsk (miejsce urodzenia Lenina), Kazań (gdzie studiował) i wrócić do Petersburga, by doświadczyć atmosfery miasta, które widziało rewolucję 1917 roku. Wszystko pod znakiem sierpa, młota i wszechobecnego Lenina, którego popiersia zabierają ze sobą Chińczycy.
Średni koszt takiej wyprawy to tysiąc dolarów na osobę. Rosjanie cieszą się z tej nowej turystycznej fali, ponieważ daje im ona zatrudnienie. Według danych, Chińczycy odwiedzający Rosję zostawili w niej ponad miliard dolarów w ubiegłym roku. Dla Rosjan oraz pozostałych miłośników komunizmu w wydaniu chińskim pozostają do dyspozycji analogiczne wycieczki szlakiem przewodniczącego Mao.