Teraz pozostaje tylko znaleźć źródło finansowania. Budżet przewiduje wydatki na poziomie 6 mln 500 tysięcy franków w złocie, z czego półtora miliona to subwencja państwowa, resztę w połowie sfinansował Eiffel z własnych pieniędzy, w połowie banki. Budowa wieży nie była żadnym wyjątkiem – oczywiście wydano więcej, niż zamierzano, bo 8 milionów. Ale już wówczas przewidziano także dochody. Bilet wstępu w dni powszednie miał kosztować 5 franków, w niedziele 2 franki i począwszy od 1 stycznia przez 20 lat całe zyski miały trafiać do kieszeni konstruktora. Potem wieża... miała zostać rozebrana, ale w tym momencie nikt się tą sprawą jeszcze nie przejmował. Wygrawszy konkurs i ustaliwszy budżet, Gustaw Eiffel mógł przystąpić do właściwych prac. Był 8 stycznia 1887 roku.
Szpetny szkielet dzwonnicy
Kiedy tylko prace się rozpoczęły, okazało się, że wieża ma przeciwników, i to wpływowych, bo sprawujących rząd dusz. 14 lutego 1887 roku w dzienniku „Le Temps" ukazuje się manifest artystów „przeciwko wieży Pana Eiffela i w obronie nienaruszalnego piękna Paryża". Zdaniem sygnatariuszy (nie byle jakich, bo są wśród nich Maupassant, Dumas syn, Gounod, Leconte de Lisle, Sardou, Garnier) wieża nie dość, że jest niepotrzebna, to i monstrualna w swojej brzydocie. Eiffel nie lekceważy przeciwników. Natychmiast udziela dziennikowi wywiadu, w którym daje odpór artystom w imieniu inżynierów, pytając retorycznie, acz podchwytliwie: „czy dlatego, że jesteśmy inżynierami, nie mielibyśmy myśleć o pięknie? Czy tworząc rzeczy solidne i trwałe, moglibyśmy lekceważyć piękno i elegancję?" Oczywiście, że nie – odpowiada sam sobie, a jako ostateczny argument podaje stwierdzenie, że wieża będzie piękna „swoim własnym, wyjątkowym pięknem". Trudno z tym dyskutować bez obejrzenia efektu finalnego. Poza tym przecież to będzie budowla tymczasowa... Artyści więc cichną, a prace ruszają pełną parą.
Eiffel zatrudnia na budowie 250 pracowników. Ale to dopiero początek, bo oprócz tych pracujących na Polach Marsowych jest jeszcze 150 robotników i 40 kreślarzy zatrudnionych w fabryce w podparyskim Levallois-Perret. To właśnie tam powstaje 4300 precyzyjnych rysunków technicznych i 18 tysięcy metalowych elementów długości do 5 metrów. Na miejscu powstały tylko kwadratowe, potężne fundamenty pod cztery nogi wieży, wpuszczone głęboko w ziemię. Te gigantyczne betonowe bloki, które widać na powierzchni, mają wyłącznie funkcję estetyczną. Metalowe przęsła są transportowane do Paryża i tam następuje najważniejszy moment: łączenie ich w całość metalowymi nitami. Do budowy wieży zużyto 2 miliony 500 tysięcy nitów. Musiała być solidna. Jeśli tylko jakiś element był nieprecyzyjnie wykonany, odsyłano go do warsztatów.
Gustaw Eiffel okazał się nie tylko sprawnym inżynierem, ale też geniuszem organizacji. Prace postępowały w szybkim tempie: do wysokości pierwszego poziomu – 10 metrów na miesiąc, począwszy od drugiego – 30 metrów. Prawdziwe „schody" zaczęły się przy stawianiu iglicy – coraz wyżej budowano rusztowania i instalowano dźwigi na wysokości. Dziennikarz, który odwiedził budowę na początku 1889 roku, był pod wrażeniem roznoszącego się wszędzie dźwięku młotów: uderzano nimi w poziomie, wbijając nity, i wszystko musiało się zgadzać co do milimetra. Robotnicy zatrudnieni przy budowie wieży nie mieli lekko: zimą pracowali dziewięć godzin, latem 12. Podczas trwania całej budowy zginął tylko jeden – Angelo Scaglioti, który spadł wyjątkowo pechowo: z pierwszego poziomu, i to już po zakończeniu prac. Odbyły się też dwa strajki: jeden skuteczny, zakończony przyznaniem podwyżek, drugiemu pan Eiffel dał odpór, argumentując, skądinąd przytomnie, że nie ma różnicy, czy się pracuje na 50 czy na 200 metrach, bo w razie upadku jest się tak samo bez szans.
Budowę zakończono później, niż zamierzano. Prace rozpoczęte w połowie stycznia 1887 r. trwały 26 miesięcy. Oficjalna inauguracja wieży Eiffla odbyła się 31 marca 1889 roku, półtora miesiąca przed otwarciem Wystawy Światowej, której była główną atrakcją. Od pierwszych dni wieża była sukcesem absolutnym i masowym. Przez sześć miesięcy trwania wystawy wieżę (wówczas w ciemnobordowym kolorze!) odwiedziły prawie dwa miliony zwiedzających. Aż trudno w to uwierzyć, zważywszy że działo się to jednak w czasach „przedsamolotowych". Każdy, kto mógł, jechał do Paryża zobaczyć najwyższą na świecie budowlę. Wokulski po wizycie Izabeli Łęckiej w jego sklepie pyta sam siebie: „Co ja będę robił? Czym będę żył?... Chyba pojadę na wystawę do Paryża, a potem w Alpy". Bo czy jest w 1889 roku jakiś ważniejszy cel podróży, większe wydarzenie? Zwykli zjadacze chleba, marzyciele pragnący ujrzeć świat i miasto z lotu ptaka, koronowane głowy, celebryci tamtych czasów, wszyscy chcą zobaczyć wieżę. Szach Iranu i Buffalo Bill, no i oczywiście prezydent Francji – Sadi Carnot, dumny jakby to on sam ją zbudował, w przypływie dobrego humoru daje obsłudze napiwek w wysokości 200 franków.