Koniec przejażdżek nad Morskie Oko?

Ekolodzy przekonują, że konie w Tatrach są źle traktowane. Fiakrzy i Park Narodowy odpierają zarzuty

Publikacja: 09.08.2014 05:07

Jawor – koń, który przewrócił się 20 lipca, jest już w dobrej formie i wrócił do pracy

Jawor – koń, który przewrócił się 20 lipca, jest już w dobrej formie i wrócił do pracy

Foto: Facebook

Niedziela, 20 lipca 2014 roku. Na asfaltowej drodze do Morskiego Oka między Wodogrzmotami Mickiewicza a leśniczówką Wanta przewraca się jeden z dwóch koni ciągnących w kierunku parkingu na Palenicy Białczańskiej wóz z turystami. Błyskawicznie robi się zbiegowisko. Jeden ze świadków wyciąga aparat i robi zdjęcie. Następnego dnia z relacją zamieszcza je na Facebooku.

„Właśnie mijała mnie ta bryczka w drodze do Morskiego Oka, gdy usłyszałem łoskot upadającego konia. Kolana konia oraz bok były zbroczone krwią. Jednak z tego wszystkiego najgorsze było charczenie duszącego się konia. Łańcuch, do którego było przywiązane chomąto zawinął się na dyszlu i leżącemu już koniowi chomąto wrzynało się w krtań. Z krtani wydobywało się przeraźliwe charczenie duszącego się konia. Powoli oczy zaczynały zwierzęciu wychodzić na wierzch" – relacjonował.

Zdjęcie natychmiast obiega portale. Tytuły krzyczą: „Padł koń na drodze do Morskiego Oka". Sprawą zajmuje się kontrolująca fiakrów straż Tatrzańskiego Parku Narodowego. – Szybko ustaliliśmy, który koń padł ofiarą tego wypadku – mówi „Rz" Edward Wlazło, komendant straży. – Z dwoma innymi strażnikami i lekarzem weterynarii z Nowego Targu oglądałem to zwierzę. Było w stajni w dobrej formie, ale widać było na jego kolanach otarcia i ranę.

Po badaniach komisja orzekła, że koń nie jest przepracowany, nikt nie używał wobec niego siły. Ale weterynarz zalecił, by koń przez kilka dni pozostał w stajni i odpoczął.

– Z relacji fiakra powożącego fasiągiem wynikało, że koń został przypadkowo podcięty przez drugiego konia z zaprzęgu – tłumaczy komendant parkowej straży. – Takie wypadki, niestety, się zdarzają, ale są bardzo rzadkie – przekonuje.

Innego zdania są jednak obrońcy praw zwierząt, którzy monitorują konie pracujące w Tatrach. Według nich zwierzęta są przepracowane, źle traktowane, a fiakrzy nie przestrzegają regulaminów parku, które nakazują np. ?20–minutowe przerwy odpoczynkowe za każdym razem, gdy konie wciągną wóz z Palenicy Białczańskiej na Włosienicę.

Beata Czerska, prezes Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, przekonuje, że do lipcowego wypadku doszło, bo wóz z turystami jechał zbyt szybko. ?– Dlatego o tym zdarzeniu poinformowałam organy ścigana – tłumaczy.

Z kolei Krzysztof Foryś, autor ustawy o ochronie zwierząt z 1997 roku, podkreśla, że do podobnych zdarzeń dochodzi w Tatrach niemal codziennie. Dlaczego? Bo fiakrzy z „chciwości" ładują na wozy więcej pasażerów.

– Dwa lata temu wozak na oczach zdumionych turystów okładał kijem konia, który się przewrócił, bo ciągnął za ciężki wóz – tłumaczy Foryś. – Sąd później go uniewinnił, bo stwierdził, że nie był w stanie ocenić wagi turystów.

Fiakrzy odpierają jednak zarzuty i twierdzą, że na wozy zabierają jedynie po 12 osób, bo tylko na taką ilość pozwalają im przepisy. – Gdybyśmy zabrali jedną osobę więcej, natychmiast stracilibyśmy licencję – mówi pan Karol. ?– Straż parkowa jest w tym zakresie bezlitosna – stwierdza i mówi, że dla 50 zł (tyle kosztuje obecnie przejazd wozem) nie opłaca się ryzykować.

– Rzeczywiście jesteśmy bezwzględni – potwierdza Wlazło. – Reagujemy na każdy zgłoszony nam przypadek zarówno złego traktowania zwierzęcia, jak i niewłaściwego zachowania się samego fiakra. W ciągu siedmiu lat mojej pracy zabrałem już kilka licencji i wozacy naprawdę się pilnują.

Ale obrońców zwierząt takie tłumaczenie nie przekonuje. Wskazują np., że koniom na tej trasie wolno kłusować tylko na jednym krótkim odcinku.

– Wozy jadą tam wolno, ale tylko wtedy, gdy mają sygnał o tym, że w okolicy kręci się straż parku – wyjaśnia wolontariuszka Międzynarodowego Ruchu na rzecz Zwierząt Viva!, która monitoruje tatrzańskie konie. – Gdy tylko straż parkowa znika, fiakrzy natychmiast przyspieszają – dodaje. Jej zdaniem chcą w ten sposób zaimponować turystom. – A to prowadzi do przemęczenia koni. Nic dziwnego, że potem padają.

Komendant Wlazło przekonuje jednak, że górale o konie dbają i wcale nie jest tak, jak usiłują turystom wmawiać obrońcy zwierząt, że pracują one codziennie bez wypoczynku.

– Każdy z 60 fiakrów wożących ludzi do Morskiego Oka ma w swojej stajni po 10 – 12 koni. Po każdym kursie w górę muszą one odpocząć minimum 20 minut, a po zjeździe w dół są wymieniane na inną parę – wyjaśnia. Podkreśla, że ze względów logistycznych każdy góral ze swoimi końmi pracuje w Tatrach jedynie dziesięć dni w miesiącu. – Te konie naprawdę są w dobrym stanie. Regularnie przechodzą też badania lekarskie – dodaje.

Ostatnie takie badania przeprowadzono po lipcowym wypadku. Zespół złożony z przedstawicieli Tatrzańskiego Parku Narodowego, ruchu Viva!, Tatrzańskiego i Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami oraz lekarzy weterynarii badał konie.

Najpierw robiono to na parkingu w Palenicy Białczańskiej, a potem kiedy wozy z turystami dotarły już na parking Włosienica nieopodal Morskiego Oka. Sprawdzano m.in. oddech, tętno, odwodnienie zwierzęcia. – Sprawdzano również ogólny stan zwierzęcia oraz jego reakcję na człowieka – mówi weterynarz Paweł Golonka.

Badania wypadły pomyślnie, chociaż u konia, który przewrócił się 20 lipca, stwierdzono arytmię serca. – Konie są zmęczone, ale ich zmęczenie nie przekracza norm stosowanych np. w przypadku koni wyścigowych – dodaje inny z weterynarzy Marek Tischner.

Jednak obrońcy praw zwierząt wskazują, że badania przeprowadza się wczesnym rankiem, gdy nie ma jeszcze słońca. Poza tym fiakrów informuje się o tym ze sporym wyprzedzeniem.

Konie wożące turystów są zmęczone, ale nie ponad normy stosowane np. dla koni wyścigowych

– Cóż to za trudność, by na badania wystawić wypoczętego i zdrowego konia – pyta Foryś. – Czas skończyć z tą fikcją – dodaje twardo.

– Zawsze komuś coś nie będzie pasowało – komentuje komendant Wlazło. – Kiedy kilka lat temu zaczęliśmy pracować z fiakrami, też się buntowali. A dziś współpraca z nimi układa się naprawdę dobrze.

Jego zdaniem górale są wyuczeni, wiedzą, jak postępować ze zwierzętami, wiedzą też doskonale, jak mają się zachowywać. – To są prości ludzie. Potrzebują edukacji – mówi. – I widzę, że ona naprawdę przynosi efekty. Choroby konia nie da się ukryć. W dzisiejszych czasach, gdy każdy ma komórkę, wiadomość o wypadku dociera do nas natychmiast. I zawsze reagujemy i sprawdzamy wspólnie z policją każdy sygnał. Większość się nie potwierdza.

Ekologów te tłumaczenia nie przekonują. Mówią, że konny transport turystów do Morskiego Oka trzeba zakończyć. Wskazują, że tradycji wożenia w Tatrach nigdy nie było. Mają na to nawet gotowe rozwiązanie.

– Kilka dni temu Tatrzański Park Narodowy uruchomił ekologiczny transport. Hybrydowy, ekologiczny autobus jeździ z okolic Nosala do Palenicy Białczańskiej – tłumaczy Foryś. – Trzeba wydłużyć jego trasę do Włosienicy i skończyć z męką koni.

Władze TPN twierdzą, że być może w przyszłości tak się stanie, ale na razie mówią, że droga do Morskiego Oka nie jest ich własnością, tylko starostwa tatrzańskiego, które nie chce jej otworzyć dla ruchu.

– Na takim gadaniu się skończy. W parku nie ma ku temu woli. Tam jest solidarność plemienna – mówi jednak Foryś. – Bez nacisku ze strony opinii publicznej nic się nie zmieni.

Niedziela, 20 lipca 2014 roku. Na asfaltowej drodze do Morskiego Oka między Wodogrzmotami Mickiewicza a leśniczówką Wanta przewraca się jeden z dwóch koni ciągnących w kierunku parkingu na Palenicy Białczańskiej wóz z turystami. Błyskawicznie robi się zbiegowisko. Jeden ze świadków wyciąga aparat i robi zdjęcie. Następnego dnia z relacją zamieszcza je na Facebooku.

„Właśnie mijała mnie ta bryczka w drodze do Morskiego Oka, gdy usłyszałem łoskot upadającego konia. Kolana konia oraz bok były zbroczone krwią. Jednak z tego wszystkiego najgorsze było charczenie duszącego się konia. Łańcuch, do którego było przywiązane chomąto zawinął się na dyszlu i leżącemu już koniowi chomąto wrzynało się w krtań. Z krtani wydobywało się przeraźliwe charczenie duszącego się konia. Powoli oczy zaczynały zwierzęciu wychodzić na wierzch" – relacjonował.

Pozostało 88% artykułu
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: W Grecji Mitsis nie do pobicia
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017 pomaga w pracy agenta
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: „Strelicje" pokonały „Ślicznotkę"
Turystyka
Turcy mają nowy pomysł na all inclusive
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Turystyka
Włoskie sklepiki bez mafijnych pamiątek