Szlaban na polskie góry

Polskie góry są zadeptywane przez turystów – alarmują ekolodzy. Ich zdaniem należałoby ograniczyć liczbę ludzi wchodzących do parków narodowych

Publikacja: 02.07.2014 03:24

Szlaban na polskie góry

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek jd Jerzy Dudek

Tatrzański Park Narodowy (TPN) w ubiegłym roku odwiedziło ok. 3 mln ludzi. Ponad połowa z nich w lipcu i sierpniu. W miesiącach wakacyjnych na wejście na Giewont, Rysy czy Orlą Perć trzeba czekać w kolejce. Oblegane są Morskie Oko i Dolina Kościeliska. W ubiegłym roku w Łysej Polanie (punkt poboru opłat na drodze do Morskiego Oka) tylko w sierpniu sprzedano 173 tys. biletów. W tym samym czasie Dolinę Kościeliską szturmowało ok. 118 tys. ludzi. A Kalatówki – 44,5 tysięcy.

Podobny ruch turystów obserwuje się w Karkonoszach. Na Śnieżkę – najpopularniejszy szczyt w tych górach – rocznie wchodzi ok. 300 tys. osób. Połowa w lipcu oraz sierpniu. – Najwięcej osób obserwujemy w sierpniu w okolicach tzw. długiego weekendu – mówi „Rz" Michał Makowski z Karkonoskiego Parku Narodowego. – Oczywiście, cieszymy się z tego, że nasz park jest popularny, ale jednocześnie cierpi na tym przyroda.

I choć ruch turystów w miesiącach wakacyjnych w obu parkach od kilku lat utrzymuje się mniej więcej na tym samym poziomie, ekolodzy alarmują. – Tatry w sezonie letnim są zwyczajnie zadeptywane – tłumaczy „Rz" Grzegorz Bożek z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. – Dla przyrody im mniej ludzi, tym lepiej. Dlatego od lat stoimy na stanowisku, że ideałem byłoby wprowadzenie limitów na wejścia do najpopularniejszych parków.

Kilka lat temu o takiej możliwości mówili także szefowie parków narodowych. W 2008 r. Stanisław Czubernat, wiceszef TPN, przekonywał, że w przyszłości w Tatrach na turystów będą czekały ograniczenia. Podobne stanowisko zajmował resort środowiska. Dziś już nikt o tym nie mówi.

– Owszem, myśleliśmy o ograniczeniach – przyznaje w rozmowie z „Rz" dr Paweł Skawiński, do 1 kwietnia dyrektor TPN. – Nie da się tego jednak bezboleśnie przeprowadzić. Taki pomysł byłby po prostu społecznie nieakceptowalny. Narazilibyśmy się na protesty, że zamykamy Tatry przed turystami.

Także obecny szef parku daleki jest od wprowadzania jakichkolwiek limitów. – Dopóki turyści są na oznakowanych szlakach, które dla nich udostępniamy, nie ma powodów do niepokoju – przekonuje Szymon Ziobrowski. – Przyroda w Tatrach ma się dobrze. Kozic nam przybywa, niedźwiedzi i świstaków nie ubywa. Problemem są jedynie śmiecący turyści.

Ziobrowski dodaje, że ewentualne ograniczenia rozważałby jedynie, gdyby liczba turystów gwałtownie wzrosła do 3,5 – 4 mln rocznie. – Od kilku lat odwiedza nas mniej więcej tyle samo osób, więc o limitach nie myślę – tłumaczy. – Polska jest krajem nizinnym, Tatry są wyjątkowe i naprawdę trudno odmawiać ludziom podziwiania tego, co najpiękniejsze.

Sceptycznie do pomysłu ewentualnych limitów liczby turystów podchodzi także Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Adam Marasek z TOPR, który od wielu lat prowadzi statystyki wypadków na tatrzańskich szlakach, nie zauważa, by większa liczba turystów przekładała się na wzrost liczby wypadków.

– Wprowadzenie jakichkolwiek limitów byłoby bardzo trudne – mówi „Rz" Marasek. – Góry to nie kino czy teatr, gdzie przy wejściu stoi bileter i jak skończą się miejsca, to nie wpuszcza. Tu się tak nie da.

Dlatego szefowie parków narodowych są raczej zwolennikami tzw. limitów miękkich. Na czym to polega? – Na przykład na ograniczeniu pojemności parkingów i dostarczeniu turyście informacji – opisuje dr Skawiński. – Jeżeli parking w Łysej Polanie zapełnia się już ok. godz. 10, to na drogach dojazdowych do niego i w samym Zakopanem powinny pojawić się tablice informujące o tym. Jestem pewien, że turyści nie pchaliby się tam, tylko wybrali inne miejsce.

TPN już przygotowuje się do przebudowy parkingu w Łysej Polanie. Chce też opracować lepszy system zarządzania transportem publicznym. Podobne działania podejmuje Karkonoski Park Narodowy, który na najpopularniejszych szlakach na Śnieżkę latem wprowadza ruch jednokierunkowy. – To pozwala nam na pewną kontrolę i delikatne zmniejszenie przepływu turystów – mówi Makowski.

Wprowadzenia limitów na wejścia do parków narodowych nie planuje też Ministerstwo Środowiska.

Tatrzański Park Narodowy (TPN) w ubiegłym roku odwiedziło ok. 3 mln ludzi. Ponad połowa z nich w lipcu i sierpniu. W miesiącach wakacyjnych na wejście na Giewont, Rysy czy Orlą Perć trzeba czekać w kolejce. Oblegane są Morskie Oko i Dolina Kościeliska. W ubiegłym roku w Łysej Polanie (punkt poboru opłat na drodze do Morskiego Oka) tylko w sierpniu sprzedano 173 tys. biletów. W tym samym czasie Dolinę Kościeliską szturmowało ok. 118 tys. ludzi. A Kalatówki – 44,5 tysięcy.

Pozostało 87% artykułu
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: W Grecji Mitsis nie do pobicia
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017 pomaga w pracy agenta
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: „Strelicje" pokonały „Ślicznotkę"
Turystyka
Turcy mają nowy pomysł na all inclusive
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Turystyka
Włoskie sklepiki bez mafijnych pamiątek