Powszechne zawyżanie cen wykryła kontrola służb antymonopolowych. Prokurator generalny Jurij Czajka w piśmie do premiera Dmitrija Miedwiediewa podał, że cena jest średnio zawyżona 1,5 raza. Jak podaje gazeta "Wiedomosti", Czajka tłumaczy, że mechanizm polega na wliczaniu do ceny biletu różnych dodatkowych usług, których pasażerowie nie potrzebują.

Rosyjskie linie wykorzystują do tego normy i przepisy z początku lat 90., gdy w Rosji latał tylko Aerofłot. Regulacje te dawno przestały obowiązywać, jednak na ich miejsce nie pojawiły się nowe, dostosowane do zmian w gospodarce.

Stare normy ograniczały zysk przewoźnika do 20 procent doliczanych do kosztów przewozu. Dlatego przewoźnicy wliczają do kosztów wydatki nieoperacyjne, jak reklama czy wynajem pomieszczeń. Wymyślają też najróżniejsze pseudousługi. W rezultacie w największym kraju na świecie, gdzie w wielu regionach transport lotniczy jest niezbędnym środkiem transportu, bilety są jednymi z najdroższych na świecie.

Prokurator generalny prosi premiera o zlecenie ministrowi transportu szybkie opracowanie i wprowadzenie w życie nowych przepisów i norm. Ma to przywrócić dostępność komunikacji lotniczej w Rosji. Sprawą zajął się wicepremier Arkadij Dworkowicz.

Najwięcej pretensji kontrolerzy mieli do Aerofłotu. Na krajowym rynku bilety Aerofłotu są średnio o 1000 rubli droższe niż konkurencji, a w cenach biletów na rejsy zagraniczne proporcje są jeszcze bardziej niekorzystne dla pasażerów. Na przykład za bilet z Moskwy do Paryża Aerofłot w połowie roku kazał sobie płacić od 27,8 tys. rubli (2783 zł), podczas gdy np. rosyjski Transaero - od 9921 rubli (990 zł), a francuski Aigle Azur od 10115 zł (1020 zł).