Firmy komunikacji miejskiej w regionie stołecznym tracą milion euro dziennie przez pasażerów na gape. Dotyczy to szybkiej kolejki RER, metra, autobusów i tramwajów. Stąd drastyczny wzrost ceny mandatów za brak biletu.
Zamiast 35 euro teraz trzeba kontrolerom zapłacić 120. 50 euro kosztuje jazda pociągiem podmiejskim z biletem niepodstemplowanym w kasowniku na dworcu. Tyle samo trzeba zapłacić jeśli się korzysta miesięcznego biletu, należącego do innej osoby.
Taniej wychodzi, gdy płaci się gotówką kontrolerowi, bo gdy bierze się od niego mandat do zapłacenia później, jest on wielokrotnie wyższy. W wypadku pięciokrotnego przyłapania na naruszeniu przepisów można trafić na dwa miesiące do aresztu i zapłacić grzywnę w wysokości 7,5 tysiąca euro. Także dwa miesiące za kratkami i 3,5 tysiąca euro grozi komuś, kto nie mając przy sobie dowodu tożsamości podaje fałszywy adres i nieprawdziwe nazwisko.
Celem tych drakońskich podwyżek jest odzyskanie przez komunikację regionu stołecznego 30 milionów euro rocznie.