Paryż, jedno z najważniejszych miast w światowej turystyce, kojarzony z perfumami, szampanem i kreacjami domów mody, wywołuje rozczarowanie u przybyszów, którzy odkrywają gruboskórność jego mieszkańców.
Na naruszanie zasad savoir-vivre'u skarżą się nie tylko przyjezdni. We francuskim słownictwie politycznym pojawiło się określenie incivillites (nieuprzejmość, nieokrzesanie), czyli odezwania się albo zachowanie zakłócające porządek w miejscach publicznych, np. opowiadanie głośno przez komórkę o swoim życiu, palenie papierosów w miejscach niedozwolonych, kładzenie nóg na siedzeniach w wagonie, potrącanie przechodniów bez słowa przeprosin...
- To francuski problem społeczny - stwierdził niedawno prezes kolei państwowych SNCF, Guillaume Pepy i postanowili z pomocą państwa zatrudnić około setki mediatorów do walki z niegrzecznym zachowaniem w pociągach. - Będą przypominać, że w wagonach się nie pali, nie rozkłada nóg na siedzeniach, nie niszczy wyposażenia, bo jest własnością wszystkich.
Według kierownictwa RATP, firmy zarządzającej siecią transportu miejskiego w Paryżu 97 procent pasażerów mówi, że było świadkami co najmniej jednego przypadku nieodpowiedniego zachowania, a 63 procent przyznało, że czasem puszczają im nerwy.
- Plucie, wulgarne gesty i obelgi to codzienność - stwierdza kierowca autobusu z Asnieres-sur-Seine Tarik Gouijjane. Najgorzej, jego zdaniem, dzieje się w nocy, w autobusach rozwożących imprezowiczów - piją alkohol, palą skręty, rozwalają się na siedzeniach.