W ciągu kilku tygodni linie lotnicze odnotowały totalny spadek popytu na przewozy pasażerskie. Na przykładzie większości przewoźników widzimy, że rynek podróży lotniczych jest pod kreską – liczba osób odwołujących loty przekracza liczbę nowych rezerwacji. Nie jest to zaskakujące, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że rządy ponad sto państw zamknęły granice dla obcokrajowców i/lub nałożyły długie kwarantanny, które mają ten sam praktyczny efekt.
Konsekwencją zaniku sprzedaży biletów jest spadek dziennych przychodów gotówkowych, a przecież nawet najlepiej skapitalizowane linie lotnicze muszą płacić rachunki. Niestety rachunki nie zniknęły, mimo że przychody, z których są opłacane – owszem. Linie lotnicze robią wszystko, co w ich mocy, aby spowolnić stały odpływ gotówki. Uziemiają setki samolotów, eliminując usługi, narzucają obniżki wynagrodzeń i liczbę pracowników. W desperacji niektórzy upatrują nadzieję na przetrwanie kryzysu w całkowitym zamrożeniu działalności.
CZYTAJ TEŻ: IATA: Koronawirus będzie kosztował linie 113 miliardów dolarów
Straty ekonomiczne dla branży lotniczej, jej pracowników i bazy dostawców są ogromne. A ponieważ lotnictwo nie działa w próżni, straty rozciągają się praktycznie na każdy sektor globalnej gospodarki. Nie ulega wątpliwości, że współczesny świat opiera się na łączności lotniczej. Lotnictwo generuje w działalności gospodarczej 2,7 bilionów dolarów, co stanowi 3,6 procent światowego PKB.
Ponadto na całym świecie linie lotnicze zatrudniają około 2,7 miliona osób. Każdy z tych 2,7 miliona oddanych pracowników pomaga w tworzeniu kolejnych 24 miejsc pracy w branży transportu lotniczego i turystyce, takich jak miejsca pracy w hotelach, restauracjach, parkach rozrywki i muzeach. To daje, na całym świecie, łącznie 65,5 miliona miejsc pracy, które są bezpośrednio lub pośrednio związane z liniami lotniczymi.