Jak pisze w komunikacie PIT, w ostatnim kwartale 2017 roku doszło do upadłości trzech dużych przewoźników europejskich – brytyjskiej linii lotniczej Monarch Airlines, niemieckiej Air Berlin i austriackiej Niki. W efekcie wielu pasażerów pozostało za granicą bez możliwości powrotu do kraju w ramach wykupionych przelotów, klienci nie mają też szansy na odzyskanie pieniędzy za niewykorzystane bilety na podróże, które dopiero miały się rozpocząć.
W wypadku Monarch Airlines chodzi o ponad 110 tysięcy pasażerów, którzy w momencie upadku przewoźnika przebywali poza Wielką Brytanią i o 750 tysięcy kolejnych, którzy kupili bilety na późniejsze terminy i już nie zdążyli z nich skorzystać. Air Berlin zostawił co najmniej 180 tysięcy klientów bez pieniędzy, a zawieszenie działalności przez Niki spowodowało kłopoty 410 tysięcy osób. Łącznie to ponad milion ludzi.
Komisja Europejska uznała wcześniej, że objęcie ochroną klientów linii lotniczych nie jest konieczne. „Zdaniem ustawodawcy Regulacja 261/2004 zabezpiecza w wystarczający sposób pasażerów. KE zarekomendowała ponadto wzmocnienie nadzoru krajów członkowskich przy wydawaniu licencji dla linii lotniczych w Unii Europejskiej w ramach rozporządzenia 1008/2008, co miało wzmocnić ochronę klientów w przypadku zawieszenia działalności przez linię” – czytamy w komunikacie PIT.
Zdaniem izby ostatnie bankructwa pokazały, że rozwiązanie to się nie sprawdza. Klientom, którzy wykupili w Monarch Airlines i Niki same przeloty na podstawie Rozporządzenia 261/2004 pieniądze za bilety nie zostaną zwrócone. W przypadku Air Berlin zakończenie działalności odbywało się co prawda stopniowo, ale pociągało za sobą odwołanie wielu rejsów, za które pasażerowie również nie dostali refundacji.
– Polska Izba Turystyki jako członek ECTAA popiera działania tej organizacji wzywające europejskich ustawodawców do stworzenia mechanizmów chroniących pasażerów w razie upadłości linii lotniczych – mówi prezes Polskiej Izby Turystyki Paweł Niewiadomski, cytowany w komunikacie. Zastrzega jednocześnie, że „obecnie nie ma podstaw, by sądzić, że klienci korzystający z usług polskich przewoźników są w jakikolwiek sposób zagrożeni”.