Jak tłumaczy starosta tatrzański Andrzej Gąsienica-Makowski, już teraz - mimo stosunkowo dobrej pogody - meleksy miały problemy z obsługiwaniem trasy do Morskiego Oka. Przy powiewach halnego elektryczne pojazdy dojechały tylko do połowy trasy, a warunki przecież jeszcze się pogorszą - tłumaczy starosta tatrzański.

- Niedługo nadejdą deszcze, przymrozki, mrozy i warunki staną się jeszcze bardziej ekstremalne. Trzeba wspomagać pracę konia, ale na razie ani maszyny, ani żadne inne urządzenia nie są w stanie zastąpić tradycyjnej, konnej bryczki - dodaje Andrzej Gąsienica-Makowski.

Starosta tatrzański zapewnia, że rozważane są różne sposoby na to, by koniom było lżej. Możliwe jest nawet wspomaganie konia silnikiem elektrycznym, tak w innych krajach. - Tego typu rozwiązanie z powodzeniem stosowane jest na Sardynii, gdzie zaprzęgi wspomagane przez silnik elektryczny wożą nawet 14 osób - mówi Andrzej Gąsienica-Makowski. Jak zapewnia starosta, konie są pod stałą opieką weterynaryjną.

Pomysł zastąpienia zaprzęgów pojazdami elektrycznymi pojawił się po śmierci konia na trasie do Morskiego Oka w lipcu 2009 roku. Jeden z turystów nagrał zdarzenie i opublikował w Internecie. 10 sierpnia tego roku na drodze do Morskiego Oka padł kolejny koń. Zdaniem ekspertów, zwierzęta padły z powodu nagłego zachorowania, a nie z przemęczenia.