Toczy się dyskusja, jak powinno być zmienione prawo, by nie dopuścić do gorszących upadłości. Czy ma pani jakiś pogląd w tej sprawie?
Wyśrubowanie wysokości gwarancji ubezpieczeniowej jesienią zeszłego roku nadwerężyło siły tej branży. Podnoszenie tych wpłat zaowocowałoby jeszcze większymi trudnościami. Oczywiście można powiedzieć, że jeśli tamten fundusz nie spełnił swojego zadania to należy powołać następny i następny.
Moim zdaniem tę rzecz trzeba gruntownie przedyskutować u samych podstaw, z branżą. Jeśli już powoływać fundusz, to żeby jasno było powiedziane, że to są pieniądze na ratowanie turystów. Na to, by spokojnie mogli dokończyć urlopy.
Ale generalnie byłabym ostrożna. Raczej zastanawiałbym się, jak zachęcać do rozszerzania różnych ubezpieczeń dla branży turystycznej. Mam na myśli całą branżę. Dlaczego na przykład w Stanach Zjednoczonych właściciel hotelu może ubezpieczyć się na wypadek niepogody, a u nas nie?
Firmy ubezpieczeniowe bronią się przed tym. Tłumaczą, że trudno oszacować ryzyko, że brakuje im reasekuratorów, że ubezpieczanie firm turystycznych jest zbyt ryzykowne.
Nie przekonują mnie takie wyjaśnienia. A ubezpieczenia przeciwpowodziowe? To jest podobna sytuacja, też trudno oszacować ryzyko.
Poza tym - jeśli ubezpieczyciele, którzy są do tego stworzeni i mają doświadczenie, boją się ubezpieczać turystykę, to my amatorzy w gromadzeniu pieniędzy, mamy tworzyć zupełnie nową instytucję w postaci funduszu? To jak ona sobie poradzi?
Nie jest mi znana żadna ekspertyza, sporządzona przez ekonomistów, która z jednej strony pokazywałaby, jaki powinny być te gwarancje, od czego powinny być naliczane, a po drugie – czy rzeczywiście zapewnią wypłacalność.
U nas dużo rzeczy załatwianych jest na fali populistycznych haseł: będziemy mieć fundusz, to skończą się problemy. A nie ma nawyku sprawdzania.
Czy ktoś policzył, że jak wprowadzimy jakieś rozwiązanie to skończą się upadłości, skończą się kłopoty ze sprowadzeniem turystów z zagranicy i ze zwracaniem ludziom pieniędzy? Gdzie to jest policzone, czarno na białym? Chciałabym zobaczyć taką ekspertyzę.
Boli mnie jeszcze jedna rzecz. Ciągle kombinujemy, jak w tej nędznie działającej branży turystycznej załatać jakieś dziury, jak pomóc turystom, jak kontrolować przedsiębiorców. A prawda jest taka, że ta branża działałaby dużo lepiej, gdyby były jasno określone zasady prowadzenia działalności. To nie dotyczy tylko turystyki, ale w turystykę szczególnie mocno uderza.
Oczekuję, że władze, te na najwyższym szczeblu, przestaną regularnie gmerać przy zasadach prowadzenia działalności gospodarczej. Polscy przedsiębiorcy nie mogą stworzyć nawet czegoś co powinno być podstawą w biznesie, czyli strategii działania na lat dziesięć. Bo nie wiedzą, jakie będzie opodatkowanie, jakie rozliczanie, jakie inne elementy. Nawet studenci wybuchają śmiechem, gdy proponuję im przygotowanie takiego planu.
Pomysł dodania funduszu, to nie rozwiązanie systemowe, ale łatanie patologii.
Czy upadanie małych firm turystycznych jest czymś szczególnie groźnym? Może powinniśmy przechodzić nad tym do porządku dziennego, bo przecież bankructwa zdarzają się w każdej dziedzinie gospodarki.
Media szczególnie nagłaśniają przypadki bankructw biur podróży, bo zdarzają się one w sezonie ogórkowym, mają więc o czym pisać. Gdyby w tym czasie działy się inne ważne sprawy, to dziennikarze nie poświęcaliby upadłościom w turystyce tyle czasu.
Tu muszę bronić mediów - trudno przecież, by w czasie wakacji nie mówić o tym, co żywo interesuje setki tysięcy ludzi planujących urlopy z biurem podróży.
To drugi czynnik wchodzący w grę – psychologiczny. Na wakacje ludzie czekają cały rok, oszczędzają na nie, budują na nich nadzieje na umocnienie relacji z rodziną, zregenerowanie sił. Zawód z powodu tego, że ta usługa nie została zrealizowana, powoduje, że gorycz się kumuluje, a potem wylewa. A do tego dotkniętych są nią setki, a czasem tysiące ludzi jednoczśnie. Miało być wspaniale, a jest koszmar.
Czyli jednak to nie kwestia dziennikarzy, lecz medialności tego wydarzenia. Ci ludzie chcą wylać swój żal i dzwonią do gazet i stacji telewizyjnych. Ale czy to wystarczy, by traktować te sprawy szczególnie?
Mam bardzo liberalne poglądy rynkowe, jeszcze kilka lat temu powiedziałabym, że nie ma powodu traktować ich inaczej niż bankructwa w innych dziedzinach gospodarki. Ale po wielu dyskusjach z kolegami prawnikami, zajmującymi się turystyką, przekonujące są dla mnie ich argumenty, że tu chodzi o odpowiedzialność społeczną przedsiębiorców działających w turystyce. Jest powód, by chronić szczególnie ludzi, którzy wydają ciężko zarobione pieniądze na odpoczynek.