Ojciec Mateusz zmienia Sandomierz

Za sprawą telewizyjnego przeboju do niedawna zapomniane, i – jak przyznają sami mieszkańcy – z lekka zapyziałe, miasto zmienia się w turystyczne eldorado. Sandomierz przekuwa powodzenie serialu w sukces. A mieszkańcom żyje się lepiej

Publikacja: 15.12.2011 18:02

Ojciec Mateusz zmienia Sandomierz

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Liczby nie kłamią. Przynajmniej w wypadku popularności „Ojca Mateusza" i tego, jak przekłada się ona na zainteresowanie Sandomierzem. Kręcony na podstawie włoskiego formatu serial o sympatycznym proboszczu detektywie, nadawany w TVP1 w czwartkowe wieczory i powtarzany w niedzielne popołudnia, ma ponaddziesięciomilionową widownię. Gdy inne wieloodcinkowe produkcje tracą widownię, zainteresowanie losami księdza tropiącego przestępców utrzymuje się na imponującym poziomie.

„Nowoczesny kapłan" – mówi o nim odtwórca głównej roli Artur Żmijewski. Sukces serialu tak tłumaczy: – Świetnie rozumiemy się w ekipie, a przy tym ta opowieść snuta jest delikatnie, trochę bajkowo, bez nachalnego moralizatorstwa, którego widz nigdy nie lubi. Ja sam zresztą też.

Serialową postać Żmijewski gra z dyskretnym poczuciem humoru i dystansem. Szczególnie ten ostatni element jest jego zdaniem ważny. To antidotum na nudę – u widzów i u aktora.

Sądząc po wynikach oglądalności, ocena to jak najbardziej trafna. Przeliczalna na konkretne zyski. Nie tylko w TVP.

Trzeci filar: turystyka

W 2008 r., czyli w czasie, gdy zaczęto nadawać pierwszą serię „Ojca Mateusza", atrakcję Sandomierza – liczące prawie pół kilometra podziemne korytarze – odwiedziło 80 tys. gości. W roku 2011 – po wyemitowaniu ponad 80 odcinków, w których niezwykły ksiądz  schwytał kilkudziesięciu złoczyńców – turystów jest niemal dwa razy tyle. Do końca listopada do lochów zeszło 134 tys. zwiedzających. Oczywiście obejrzeli też przepiękną starówkę czy zbudowaną w XIV w. Bramę Opatowską.

– Sandomierz to głównie miasto wycieczek szkolnych. Ale coraz więcej turystów przyjeżdża ze względu na popularność serialu i specjalnie z myślą o nich stworzyliśmy trasę „Śladami ojca Mateusza", za którą dostaliśmy nawet branżowe nagrody – opowiada Marzena Martyńska z Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajobrazowego w Sandomierzu. Jest jednak pewien problem. Trzy kluczowe miejsca serialu znajdują się... poza Sandomierzem. Na Mazowszu. Filmowa plebania – w podwarszawskiej Radości, kościół – w Gliniance nieopodal stolicy, przy trasie do Lublina. A wnętrze komendy – w pomieszczeniach prywatnej posesji  w Warszawie.

– To nie przeszkadza – uważa Krzysztof Grabowski z produkującej serial firmy Baltmedia. – Sandomierz sam w sobie jest na tyle piękny, że nie potrzebuje dodatkowych atrakcji. Od szukania konkretnych filmowych obiektów ważniejsze jest chyba samo odkrywanie miasta i oddychanie atmosferą serialu.

Podobnie podchodzą do sprawy lokalni przewodnicy: – Nasza trasa obejmuje wszystkie główne zabytki, m.in. starówkę, Bramę Opatowską, ale przy okazji opowiadamy serialowe historie – w tym miejscu popełniono słynne morderstwo na parkingu, a w tej kawiarni mieścił się filmowy kebab.

Wpływ serialu na rozwój Sandomierza jest niepodważalny. Widzą to mieszkańcy, obserwują członkowie ekipy.

– Gdy pierwszy raz tu przyjechałem, miałem wrażenie, że to miasto zupełnie bez ludzi, bez życia – mówi Michał Piela, serialowy starszy aspirant Nocul. – Teraz wokół sporo się buduje, remontuje, ludzie chodzą bardziej uśmiechnięci. Mówią, że mają w portfelu więcej pieniędzy, co dowodzi, że sukces serialu odbił się na gospodarce tego miejsca.

Chociaż liczba miejsc noclegowych podwoiła się, latem o wygodnym łóżku bez wcześniejszej rezerwacji można tylko pomarzyć. Ludzie rezerwują więc hotele także w pobliskim Tarnobrzegu i Stalowej Woli.

Turystyka staje się dla miasta coraz ważniejsza.– Oprócz huty Pilkington i miejskiego targowiska to trzeci filar, który daje u nas miejsca pracy. I z roku na rok jest on coraz bardziej istotny – przyznaje Ewa Kondek, wiceburmistrz miasta.

Niestety, choć planowano rozbudowę huty, z powodu zeszłorocznej powodzi inwestor zrezygnował z tego pomysłu. Nikt nie był w stanie zagwarantować, że woda znów nie stworzy zagrożenia. Udało się uratować 400 miejsc pracy. Nowe jednak nie powstaną. – Dlatego tym bardziej musimy stawiać na turystów – przyznaje Kondek.

Powódź dla wielu sandomierzan była tragedią. Latem 2010 r. po ulicach prawobrzeżnej części miasta zamiast autobusów kursowały motorówki ze strażakami, którzy ewakuowali mieszkańców albo dowozili jedzenie i wodę tym, którzy zdecydowali się zostać na zalanych terenach. Cały kraj oglądał dramatyczne relacje i słuchał gdybania ekspertów, czy wały wytrzymają, czy nie. Woda wdarła się do ponad 800 domów, ponad dwa i pół tysiąca osób musiało się z nich wynieść. Kilkadziesiąt  wciąż mieszka w internacie szkoły budowlanej.

Ale w tamtych momentach na wysokości zadania stanęli serialowi twórcy. Artur Żmijewski, Piotr Polk i inni brali udział w koncertach charytatywnych.

– To było ogromne przedsięwzięcie, ale też nie mieliśmy pewności, czy ludzie ogarnięci tragedią  zechcą przyjść na rynek, zapomnieć na chwilę, bawić się, wzruszać. Udało się – dodaje Polk, na ekranie komendant policji Orest Możejko, śpiewający aktor.

Ojciec Mateusz w nagrodę

Jak jeszcze Sandomierz zmienił się pod wpływem serialu? Powiatowa policja wprowadziła np. specjalne odznaczenie – statuetkę Bądź jak Ojciec Mateusz. I choć figurka jest niewielka – przedstawia księdza, który stoi na paragrafie, trzyma Kodeks karny i parasol symbolizujący ochronę roztaczaną nad mieszkańcami – jej znaczenie jest duże. Przyznawana jest ludziom, którzy w szczególny sposób pomogą policji.

– Pierwszą wręczyliśmy osobie, która zatrzymała sprawcę kradzieży na giełdzie ogrodniczej; odzyskaliśmy 20 tys. zł. Druga trafiła do mężczyzny, który uratował dwóch tonących, których samochód spadł z promu – mówi inspektor Zbigniew Kotarski, powiatowy komendant policji, którego podwładni czasem nazywają „Możejką".

– No, jakoś się tak przyjęło, ale to tylko podkreśla nasze dobre kontakty z aktorami. I choć w serialu aspirant Nocul nigdy nie może dostać awansu, w zeszłym roku w dniu Święta Policji honorowy awans dostali i serialowy naczelnik Możejko, czyli Piotr Polk, i Michał Piela – dodaje.

Przyjazne relacje potwierdza filmowy komendant: – Przed rozpoczęciem zdjęć do serialu nigdy nie byłem w Sandomierzu. Nie dlatego, że o nim nie słyszałem, ale jakoś nie było mi po drodze. Teraz czuję się, jakbym znał to miejsce od wielu lat, chociaż faktycznie minęły dopiero trzy – mówi Piotr Polk.

Ekipa pojawia się w Sandomierzu regularnie cztery razy w roku i spędza tu łącznie półtora miesiąca. – Wprowadzamy trochę zamieszania. Zajmując rynek, uliczki, wstrzymując ruch, utrudniamy ludziom życie, a mimo to nie spotkaliśmy się z żadną negatywną reakcją. Przyjmują nas ciepło, z wielką cierpliwością – podkreśla Polk.

Znakomicie układa się współpraca z policją i strażą miejską, czyli ze służbami niezbędnymi do produkcji serialu, gdy na czas realizacji zdjęć trzeba zamknąć część miasta.

Przyjazne podejście do ekipy działa też w drugą stronę. Inspektor Kotarski docenia, że aktorzy nie zamykają się we własnym gronie. Znajdują czas, by na przykład spotkać się z wycieczkami szkolnymi i opowiedzieć o sobie i o pracy. To nie tylko sympatyczne, ale też nakręcające lokalną koniunkturę. Fama o takich spontanicznych spotkaniach idzie w Polskę. Kolejni ludzie ściągają do miasta, by – jeśli nie uda się spotkać aktorów – porozmawiać o nich z tymi, którzy mieli tę okazję. Mają na rynku filmowy plan. Ocierają się o ekranową fikcję.

Serial powstaje na podstawie włoskich scenariuszy, ale jest mocno adaptowany do polskich realiów. W niektórych odcinkach fabuła jest w pełni oryginalna. Ile czerpie z lokalnego kolorytu? – Jeśli już pojawiają się w serialu jakieś nawiązania do sandomierskich realiów, to raczej są to historie z życia mieszkańców – mówi Grabowski.

Dla porządku warto przypomnieć, że choć w serialu morderstwo zdarza się niemal w każdym odcinku, w rzeczywistości w Sandomierzu taki wypadek ma miejsce raz w roku. Podobnie jest z poważną przestępczością. – To sporadyczne przypadki – zapewnia inspektor Kotarski. Wiadomo jednak, że w przyszłych odcinkach mają się pojawić przestępstwa, które faktycznie w królewskim mieście się wydarzyły.

Gdy ksiądz Mateusz pedałuje po rynku czy malowniczych uliczkach, zawsze w tle ma ludzi. Wielu sandomierzan może się pochwalić, że wystąpiło w filmie. – Grałem recepcjonistę w hotelu, który nie chciał udzielić informacji ojcu Mateuszowi – wspomina Piotr Kusal.

Najbardziej cieszą się oczywiście restauratorzy i hotelarze. I tak powstał na przykład hotelik Dworek Ojca Mateusza (choć nazwa jest zastrzeżona, to dzięki temu, że ojciec właściciela faktycznie ma na imię Mateusz, udało się obostrzenia ominąć). Jest też kawiarnia U Plebana.

Niektórzy właściciele zastanawiają się, jak zaznaczyć powiązania z serialem. – To miejsce wystąpiło dwa razy: jako turecki kebab i kawiarnia Pychotki-Łakotki – opowiada Dominika Gefrerer, właścicielka mieszczącej się tuż przy rynku kawiarni Mała. – Później przychodzą ludzie i pytają, jaką kawę lubi ojciec Mateusz.

Zdjęcia z planu serialu  przyozdabiają ściany wielu budynków, są m.in. w Bramie Opatowskiej i w kawiarni Retro, gdzie ojciec Mateusz spowiadał zakonnice. Z kolei w Cafe Galeria ludzie pytają o ptysie z różowym lukrem. W jednym z odcinków  takie się tam pojawiły, a teraz klienci są zdziwieni, że zamiast ptysiów jest szarlotka, bo przecież Sandomierz otoczony jest sadami.

Świętokrzyskie dla ojca

Sandomierzanie „chwycili ojca Mateusza za nogi", ale kilka lat temu jeszcze to inne miasteczka mogły się znaleźć przed kamerą. Akcja włoskiego pierwowzoru serialu rozgrywa się w malowniczym miasteczku Gubbio.– Szukaliśmy podobnego miejsca – wspomina producent Krzysztof Grabowski.

W Polsce pod uwagę brane były miejsca w różnych częściach kraju – od Pomorza przez Dolny i Górny Śląsk.– Ze względów organizacyjnych najkorzystniejsze były oczywiście miejscowości położone najbliżej Warszawy – mówi producent. Rozważany był m.in. Kazimierz nad Wisłą, ale jako zbyt znany, wykorzystany w wielu produkcjach, został odrzucony.

Wstępną dokumentację przeprowadzono m.in. w Pszczynie i w okolicach Jeleniej Góry. Na Pomorzu brane były pod uwagę Kościerzyna i Kartuzy, na Mazowszu – Pułtusk z imponującym rynkiem i wspaniałym klasztorem.

Wybór padł jednak na Sandomierz, 200 km od Warszawy, trochę na uboczu, mniej znany, ale równie malowniczy jak Kazimierz, z przepiękną starówką, która urzekła także włoskiego licencjodawcę z firmy Lux Vide.

Z sukcesu Sandomierza postanowiły skorzystać władze województwa świętokrzyskiego, w  którym leży miasteczko.

–  Wiosną ubiegłego roku, jeszcze przed tragedią smoleńską, zaproszono nas na duże spotkanie z marszałkiem województwa i Regionalną Organizacją Turystyczną – wspomina Grabowski. Chodziło o to, by w serialu pojawiły się też inne miejscowości regionu. Po naradach ze scenarzystami producent doszedł do wniosku, że wprowadzenie nowych lokalizacji, jeśli znajdują się one na terenie jednego województwa i jednej diecezji, nie zburzy konwencji całości. Uda się wytłumaczyć delegowanie policjantów do zadań w innych miejscowościach, a i ojca Mateusza zwierzchnicy będą mogli wysłać „w teren".

Wampiry też dobre

Organizacja i Urząd Marszałkowski Województwa Świętokrzyskiego podpisały z TVP umowę, dzięki czemu powstało 12 odcinków rozgrywających się poza Sandomierzem.

– Umowa została zawarta poza nami, chociaż z naszym udziałem, jako merytorycznych doradców i producentów – mówi Grabowski. – Dotyczyła pakietu promocyjno-reklamowego związanego z hasłem „Świętokrzyskie czaruje". W jego skład wchodziły telewizyjne spoty reklamowe, billboardy i tzw. promocja lokacji świętokrzyskich w „Ojcu Mateuszu".

Jakie miejsca dzięki temu pojawiły się w serii? Na przykład Bałtów z jurajskim parkiem, zamek w Krzyżtoporze, Busko-Zdrój, Chęciny, Kurozwęki oraz Końskie wraz z rzeką Czarną. Same Kielce grały w dwóch odcinkach.

Nietypowa akcja promocyjna zmobilizowała kilka innych miejscowości i regionów. Do producenta zgłosiły się m.in. władze Płocka oraz przedstawiciele województw lubelskiego i podlaskiego.

I choć władze miasta myślą o ściągnięciu kolejnych filmowców (toczą się rozmowy na temat serialu o... wampirach) i rozbudowywaniu oferty turystycznej na zimę, na razie Sandomierz rozkwita głównie dzięki serii o detektywie w sutannie. Jak długo to potrwa?

Teoretycznie polską wersję serialu ogranicza format. Gotowych włoskich odcinków jest obecnie 129. Tymczasem nad Wisłą 20 grudnia zakończone zostaną zdjęcia do 96. odcinka „Ojca Mateusza".

– Dla pocieszenia dodam, że postaci naszych bohaterów od dawna żyją własnym życiem. Mając od dwóch lat od włoskich licencjodawców zielone światło na pisanie oryginalnych polskich scenariuszy, nie widzimy konkretnego, kończącego nasz serial momentu. Będziemy realizować serial tak długo, jak będzie tego chciała TVP, sami aktorzy oraz, przede wszystkim, nasi widzowie – zapowiada producent.

Liczby nie kłamią. Przynajmniej w wypadku popularności „Ojca Mateusza" i tego, jak przekłada się ona na zainteresowanie Sandomierzem. Kręcony na podstawie włoskiego formatu serial o sympatycznym proboszczu detektywie, nadawany w TVP1 w czwartkowe wieczory i powtarzany w niedzielne popołudnia, ma ponaddziesięciomilionową widownię. Gdy inne wieloodcinkowe produkcje tracą widownię, zainteresowanie losami księdza tropiącego przestępców utrzymuje się na imponującym poziomie.

„Nowoczesny kapłan" – mówi o nim odtwórca głównej roli Artur Żmijewski. Sukces serialu tak tłumaczy: – Świetnie rozumiemy się w ekipie, a przy tym ta opowieść snuta jest delikatnie, trochę bajkowo, bez nachalnego moralizatorstwa, którego widz nigdy nie lubi. Ja sam zresztą też.

Pozostało 95% artykułu
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: W Grecji Mitsis nie do pobicia
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017 pomaga w pracy agenta
Turystyka
Kompas Wakacyjny 2017: „Strelicje" pokonały „Ślicznotkę"
Turystyka
Turcy mają nowy pomysł na all inclusive
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Turystyka
Włoskie sklepiki bez mafijnych pamiątek