To główny wniosek z poniedziałkowej konferencji „Wdrożenie jednolitej europejskiej przestrzeni Powietrznej i jej rozszerzenie na kraje trzecie".
Zdaniem unijnego komisarza ds. transportu Siima Kallasa, który otwierał warszawską konferencję, istnieje ryzyko, że Europa pozostanie daleko za innymi kontynentami, na których z większymi bądź mniejszymi oporami takie rozwiązania już wprowadzono. Jeśli nic się nie zmieni, Europejczycy nie sprostają rosnącemu popytowi na podróże lotnicze, których liczba do 2030 r. ma się podwoić. Już teraz europejski rynek lotniczy to 800 mln pasażerów rocznie – podkreślił komisarz.
Brak „otwartego nieba" to dodatkowe koszty dla linii lotniczych w wysokości 2 mld euro rocznie, czyli czterokrotnie więcej niż prognoza zysku wszystkich przewoźników europejskich na przyszły rok.
W Warszawie mówiono przede wszystkim o pakiecie Single European Sky II – (SES II) – planie redukcji kosztów i opóźnień lotów oraz utworzenia międzynarodowych stref kontroli ruchu lotniczego, tzw. funkcjonalnych bloków przestrzeni powietrznej (FAB), które powinny powstać najpóźniej do grudnia 2012 r. Polska tworzy jeden z takich bloków wspólnie z Litwą.
– Paradoksem jest, że w sytuacji, kiedy w przeważającej większości terytorium Unii Europejskiej podróżni w ramach układu z Schengen mogą się poruszać bez żadnych problemów, w przemieszczaniu się w powietrzu mają poważne kłopoty – mówi „Rz" Jacek Krawczyk, były przewodniczący rady nadzorczej Polskich Linii lotniczych LOT, wiceprzewodniczący Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego, sprawozdawcy projektu SES. Dlatego właśnie, jego zdaniem, koszty obsługi nawigacyjnej w Europie są prawie dwa razy wyższe niż w Stanach Zjednoczonych. – Lepsza organizacja europejskiego nieba to nie tylko redukcja kosztów, ale także większe bezpieczeństwo – podkreślia.