Reklama

Czekolada i sztuka? To się da połączyć

Najstarsza w Polsce fabryka czekolady, E.Wedel, otworzyła muzeum, które błyskawicznie podbiło serca warszawiaków i wpisało się w mapę turystyczną stolicy. Ale to nie koniec jej ambicji. Teraz chce być mecenasem artystów i tworzyć kolekcję sztuki współczesnej. O najnowszych działaniach producenta słynnych słodyczy opowiada dyrektor muzeum Fabryka Czekolady E.Wedel Robert Zaydel.

Publikacja: 29.10.2025 13:34

Robert Zaydel, dyrektor muzeum Fabryka Czekolady E.Wedel

Robert Zaydel, dyrektor muzeum Fabryka Czekolady E.Wedel

Foto: Muzeum Fabryka Czekolady E.Wedel

Niedawno minęła pierwsza rocznica otwarcia miejsca, w którym rozmawiamy – muzeum Fabryka Czekolady E.Wedel.

To prawda, ale żeby to miejsce mogło się otworzyć 4 września w Międzynarodowy Dzień Czekolady, potrzebna była ponad 170-letnia historia marki E.Wedel.

A nie byłoby jej bez rodziny Wedlów. Pierwszym miejscem, w którym Karol Wedel założył w 1851 roku cukiernię, była ulica Miodowa. Jego syn Emil Wedel przeniósł siedzibę na ulicę Szpitalną. Do dzisiaj to doskonale znany warszawiakom punkt w mieście ze słynnym neonem na dachu z chłopcem na zebrze. Z tamtych czasów został również znany podpis Emila Wedla, który do dziś funkcjonuje jako logotyp firmy na wyrobach czekoladowych E.Wedel.

Kolejny przedsiębiorca z rodu Wedlów, chyba najbardziej innowacyjny, Jan, postanawia wybudować nowoczesną fabrykę na Kamionku, przy ulicy Zamoyskiego. Nowa fabryka rozpoczyna pracę w 1931 roku i w tym miejscu funkcjonuje do dziś.

Zawsze mówię w kontekście Jana Wedla, że w zasadzie historia Wedlów to nie tylko historia czekolady. To historia polskiej przedsiębiorczości, innowacyjności, polskiego biznesu.

Chłopiec na zebrze stał się symbolem Wedla jeszcze przed wojną

Chłopiec na zebrze stał się symbolem Wedla jeszcze przed wojną

Foto: Filip Frydrykiewicz

Reklama
Reklama

Przypomnijmy, że Jan Wedel w komunikacji marketingowej używał słynnego samolotu RWD-13 polskiej konstrukcji. Mówimy o latach dwudziestych XX wieku – 100 lat temu wpadł na pomysł, żeby z samolotu rozrzucać kupony, które potem można było zamieniać na produkty Wedla. Już wtedy ustawił w parku Skaryszewskim, z którym sąsiaduje fabryka, samoobsługową maszynę, która wydaje czekolady po wrzuceniu do niej monety.

Firma Wedel przez te wszystkie lata zdobyła ogromny kapitał – emocjonalny stosunek do jej wyrobów kolejnych pokoleń Polaków. Nic dziwnego, że traktując to jako zobowiązanie, postanowiła otworzyć muzeum, tę innowację ma w swoim DNA.

Muzeum, które opowiada jej historię i opowiada historię czekolady.

Wedel chce dać coś społeczeństwu, chce dać coś sąsiedztwu, chce budować wartość dodaną. Muzeum stanęło na Kamionku, na tyłach fabryki. Proszę zwrócić uwagę, jak pan będzie wychodził, na starannie zaplanowane otoczenie – ławki, chodnik jak z kostek czekolady, źródełko dla psów i dla ludzi. Nie tylko więc ci, którzy kupią bilet mogą korzystać z tej przestrzeni, jesteśmy dostępni dla tych, którzy poruszają się po parku, a chcą na przykład skorzystać z toalety. Jesteśmy przestrzenią publiczną i chcemy być dostępni.

Otoczenie jest zintegrowane z głównym gmachem muzeum.

Jego elewacja kształtem nawiązuje do kostek czekolady. Szary budynek obłożony jest szarymi cegłami szamotowymi. To nawiązanie do architektury Warszawy lat 20. i 30., kiedy powstała fabryka. Ta szara cegła była wtedy charakterystyczną cechą wielu modernistycznych budynków. Jeśli spaceruje się dzisiaj po Śródmieściu, Mokotowie czy Żoliborzu, jest to widoczne, zwłaszcza w budynkach użyteczności publicznej. Dobrym przykładem są koszary niedaleko Cytadeli.

Kamionek miał zresztą wtedy więcej przemysłowych zakładów, ale nie był to przemysł ciężki, brudny, zadymiony, raczej precyzyjny, wymagający nowoczesnej technologii – zakłady optyczne, zakłady amunicyjne „Pocisk” i fabryka telefonów.

Nic dziwnego, że architektura muzeum nawiązuje do tego, co tutaj się działo i do czekolady, ale też zachowuje pokorę wobec otoczenia i historii.

Reklama
Reklama
Uwagę zwiedzających przyciągają opakowania "Ptasiego mleczka" zmieniające się przez lata

Uwagę zwiedzających przyciągają opakowania "Ptasiego mleczka" zmieniające się przez lata

Foto: Filip Frydrykiewicz

Komu to zawdzięczamy?

Projekt wyszedł z pracowni architektonicznej BIM Architekci. Zdobył już dwie nagrody – w konkursie prezydenta Warszawy za architekturę komercyjną, a drugą od samych mieszkańców miasta.

Z kolei wystawę pokazującą dzieje Wedlów i proces powstawania czekolady przygotowała uznana warszawska pracownia architektoniczna WWA.

Dostaliśmy na przykład German Design Award za Wayfinding. Otrzymaliśmy też nagrodę w Paryżu i w Bangkoku, jesteśmy nominowani do nagrody Brick w Wielkiej Brytanii.

Kilka tygodni temu odwiedził nas Narodowy Instytut Muzeów, dość dużą grupą. Ci ludzie byli szczerze podekscytowani i mieli dla nas dużo ciepłych słów.

Skąd pomysł w ogóle na takie muzeum i dlaczego tak późno? Mamy tyle lat tradycji, a trzeba było czekać na tę inicjatywę 30 lat po zmianie ustroju i przywrócenia nazwy „E.Wedel” w miejsce komunistycznych „Zakładów Przemysłu Cukierniczego im. 22 lipca d.[dawniej] E.Wedel”.

Podpisuję się pod tą tezą, którą postawił pan w pytaniu: „Dlaczego tak późno?”. To jest zupełnie oczywiste, że takie miejsce powinno istnieć. Dzisiaj zadajemy sobie pytanie: „Jak mogliśmy żyć bez niego?”.

Reklama
Reklama

Ten pomysł w firmie krążył, ale trzeba było takiego wizjonera jak Maciej Herman, prezes naszej firmy, który przekuł wizję w rzeczywistość. Warto pamiętać, że muzeum powstawało w czasach dość trudnych, bo najpierw był COVID-19, a potem wojna w Ukrainie, ceny stali wariowały, rozpędziła się inflacja.

Należało przekonać wiele różnych stron, że ten projekt jest nie tylko mądry i fajny, ale też zepnie się finansowo i to w szybkim tempie.

W marcu 2024 roku chodziłem po budynku jeszcze w kasku i w odzieży ochronnej, a pierwszych zwiedzających wpuściliśmy do muzeum już w sierpniu. Dzisiaj mogę to powiedzieć – to tempo to było szaleństwo, prawdziwy sprint.

Szczególne wrażenie robi czekoladowa makieta przedwojennego Kamionka, gdzie stanęła w latach 30. XX

Szczególne wrażenie robi czekoladowa makieta przedwojennego Kamionka, gdzie stanęła w latach 30. XX wieku fabryka E.Wedel

Foto: Filip Frydrykiewicz

To musiała być kosztowna inwestycja.

Samo muzeum kosztowało około 30 milionów złotych, ale cały budynek, cała inwestycja – około 200 milionów złotych, ponieważ mamy w nim także linie produkcyjne.

Reklama
Reklama

To dużo pieniędzy.

To jest bardzo mało pieniędzy, jeśli porównamy z dwoma nowymi muzeami w Warszawie, czyli Muzeum Historii Polski i Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Każde z nich kosztowało około miliarda złotych, bez wystaw.

Tamte obiekty powstały z pieniędzy publicznych. A w wypadku muzeum Fabryka Czekolady E.Wedel całą sumę wyłożył właściciel.

Traktował to jako kolejną nogę biznesu, wydatek marketingowy czy chciał oddać hołd historii jednej z najpopularniejszych polskich marek?

Niewątpliwie muzeum jest witryną fabryki. Przebywanie w nim przez 90 minut działa bardziej na zmysły i tworzy silniejszą więź z marką niż obejrzenie 30-sekundowej reklamy w telewizji albo zetknięcie się z banerem reklamowym w internecie.

Trudno wymienić inną markę, która ma taką tradycję w Polsce i w Warszawie, jak Wedel. Więc z pewnością jest to brand experience, doświadczanie marki, które ma budować emocjonalną relację z odwiedzającymi. Z drugiej strony – to nie jest tak, że muzeum jest po to, żeby zarabiać. O to byłoby trudno z naszymi cenami biletów.

Zależy nam oczywiście na poszanowaniu tradycji, utrzymywaniu tej emocjonalnej więzi z konsumentami, ale też takim zarządzaniu tym miejscem, żeby nie przynosiło strat.

Reklama
Reklama

Proszę opowiedzieć o samym muzeum. Ile kondygnacji liczy budynek?

Siedem, z czego jedna pod ziemią, a sześć nad ziemią. Budynek w kształcie kostki łączy funkcję produkcyjną i funkcję wystawienniczą. Razem to 8 tysięcy metrów kwadratowych.

Piętra pierwsze i drugie zajmuje muzeum, a kolejne – maszyny produkcyjne.

Całość wieńczy taras na szóstym piętrze, z którego można podziwiać panoramę Warszawy. Widok jest imponujący, bo widać, że Warszawa jest nowoczesna, ale i zielona.

W muzeum są również sklep, pijalnia czekolady, a wchodzących wita lejąca się po ścianie szerokim strumieniem czekolada.

Ten wodospad zapowiada, co będzie się działo w środku. A w środku można między innymi przez wielkie szyby zobaczyć prawdziwe linie produkcyjne. To nie jakaś scenografia, bo tam powstają prawdziwe produkty – sezamki, chałwa, torciki, a za szybą widać panie dekorujące Torciki Wedlowskie, które trafiają do sprzedaży. Ludzie mogą poznać sekret tworzenia ich ulubionych słodyczy. Zazwyczaj fabryki nie pokazują tego typu rzeczy. Zasłaniają przed oczami profanów.

A ponieważ jesteśmy w fabryce, wszędzie unosi się charakterystyczny dla takiego miejsca zapach, zapach prawdziwej czekolady.

Reklama
Reklama
Zwiedzanie zaczyna się i kończy w muzealnym sklepie

Zwiedzanie zaczyna się i kończy w muzealnym sklepie

Foto: Filip Frydrykiewicz

Co może zobaczyć odwiedzający wasze muzeum, czego doświadczyć?

Zacznijmy od tego, że zwiedzanie prowadzone jest wyłącznie w grupach w towarzystwie przewodnika. Towarzystwo przewodnika daje nam pewność, że ludzie nie będą musieli tylko czytać informacji, ale w sposób atrakcyjny, okraszony anegdotami, językiem dostosowanym do wieku, usłyszą najważniejsze informacje o historii czekolady, o historii firmy Wedel, ale też różnego rodzaju ciekawostki związane na przykład z opakowaniami i z produkcją.

Poza tym mamy wirtualnych przewodników, którzy też uatrakcyjniają tę 90-minutową przygodę, jaką jest zwiedzanie. Nie wyobrażam sobie muzeum czekolady, w którym nie byłoby możliwości próbowania czekolady. W związku z tym w kilku miejscach w trakcie tego oprowadzania można próbować różnych produktów.

Staramy się też czymś zaskakiwać odwiedzających. Niedawno dodaliśmy stację z mrożonymi piankami ptasiego mleczka. Podczas zwiedzania, goście mówili, że chcieliby spróbować akurat tego wyrobu. A ponieważ słuchamy naszych gości, teraz nie tylko zwiedza się i kupuje "Ptasie Mleczko", ale też kosztuje go.

Jednym z moich ulubionych eksponatów jest potężna czekoladowa makieta Kamionka.

Budynki odtworzone na wzór czasów międzywojennych pokrywa 300 kilogramów czekolady. Jest nawet czekoladowe jezioro w parku Skaryszewskim, chodniki, latarnie, szyny, przechodnie. Jeśli dobrze się przyjrzeć, to na niektórych podwórkach widać postaci wieszające pranie. Nawet są małe pieski. Toczy się życie codzienne.

Odtwarzamy tramwaj, który tutaj jeździł, ale staramy się też podziałać immersyjnie. Za pomocą przycisku uruchamiamy dźwięk, czy to bicia dzwonów w kościele czy nawoływania gazeciarzy sprzedających gazety na peronie Dworca Terespolskiego.

Nie byłoby Wedla bez ziaren kakao.

Od tego zaczyna się zwiedzanie – pokazujemy cały proces uprawiania, transportowania i przetwarzania kakao. Opowiadamy o różnych smakach czekolady, czym się różni mleczna, biała, od karmelowej na przykład.

Przypomnę, że ta czekolada, którą znamy, w kostkach i w tabliczkach, to pomysł dopiero XIX-wieczny. Wcześniej czekolada była znana pod postacią płynną i uważana była za napój, nektar, który dodaje animuszu, afrodyzjak, który sprawia, że czujemy się lepiej fizycznie i psychicznie.

W dalszym ciągu spaceru można zanurzyć się w tym, co każdemu Polakowi jest chyba najbliższe – w historii ulubionych słodyczy. Udało wam się zebrać wiele opakowań ilustrujących rozwój firmy i wzornictwo z różnych czasów. Ludzie stają, pokazują sobie palcami. Z innymi opakowaniami wspomnienia ma dwudziestolatek, a z innymi sześćdziesięciolatek[[||.||interpunkcja||Na końcu zdania powinien znaleźć się znak interpunkcyjny, w tym przypadku kropka.]].

To miejsce, o którym pan mówi, jest miejscem budzącym w naszym muzeum największą nostalgię, dlatego że ludzie w różnym wieku przypominają sobie swoje dzieciństwo.

Pamiętajmy też, że nie wszystkie opakowania służyły tylko do przechowywania czekolady, niektóre miały swoje drugie życie. Na przykład metalowe pudełka, były wykorzystywane w garażu albo w kuchni do przechowywania cukru, igieł i nici lub śrubek. Ale też pokazują one trendy w designie. Często ich wzory były owocem współpracy fabryki z wybitnymi artystami i grafikami.

Prezentujemy na przykład opakowania zaprojektowane przez Zofię Stryjeńską, artystkę awangardową na ówczesne czasy, która projektowała nie tylko opakowania produktów wedlowskich, ale i wystrój wnętrza przy ulicy Szpitalnej. Są także projekty Karola Śliwki, tego od opakowania czekolady „Jedynej”.

Są też działy ekspozycji, które przypominają plac zabaw. Dzięki interakcji lepiej oddziałują na najmłodszych zwiedzających. Na przykład jest tam „symfonia smaków”, czyli taka duża tabliczka czekolady, po której się chodzi lub skacze, a poszczególne części wydają nagrane odgłosy ludzi, którzy jedzą czekoladę – mlaskanie, okrzyki zachwytu czy zaskoczenia.

Jest też wirtualny czekoladnik, który tłumaczy proces produkcji czekolady, a zwiedzający pomagają mu, używając różnych wajch, kołowrotków i miechów. Nie wiedziałem, że dzieci mają tyle siły w rękach!

Można do woli próbować czekolady karmelowej, mlecznej i ciemnej i to prosto z fabryki. Nie ma krótszej drogi z fabryki do ust i podniebienia, niż u nas.

Jakie są wasze doświadczenia po roku funkcjonowania? Kto przychodzi zobaczyć jak się robi czekoladę?

Dziennie muzeum odwiedza około tysiąca osób. Co ciekawe, przychodzą do nas i dzieci, i seniorzy. Czasem firmy organizują u nas warsztaty integracyjne, a innym razem ktoś wyprawia przyjęcie urodzinowe. Są też tacy, którzy przychodzą na warsztaty, żeby dobrze się bawić i jednocześnie uczyć, bo w domu eksperymentują z różnego rodzaju wypiekami z czekoladą i chcą się od nas czegoś dowiedzieć.

Cieszę się, że przychodzi do nas dużo ludzi ze specjalnymi potrzebami, ludzie na wózkach lub z innego rodzaju niepełnosprawnościami. Muzeum jest przystosowane do takich wizyt, przy czym warto wcześniej zgłosić się po bilety. Przed weekendem, to trzy, cztery dni, a w ciągu tygodnia najlepiej przynajmniej z jednodniowym wyprzedzeniem.

Zachęcamy do zakupów przez internet, bo wtedy jest pewność, że się dostanie do muzeum. Bardzo cierpię, kiedy widzę, że ktoś przychodzi z ulicy licząc, że wejdzie do naszego muzeum, a okazuje się, że do końca dnia wszystko jest wykupione. Ten smutek rysujący się na twarzach odchodzących z kwitkiem jest dla mnie bolesny. No, ale też nie możemy przyjąć więcej osób, niż wynika to z przepisów BHP.

Czujecie już, że zaistnieliście na mapie turystycznej Warszawy?

Nie mamy co do tego wątpliwości i proszę nie traktować tego jako wyrazu mojej zarozumiałości, ale mamy na to badanie. Mówię oczywiście o liczbie sprzedanych biletów, ale robimy też badania rozpoznawalności muzeum Fabryka Czekolady E.Wedel i okazuje się, że jesteśmy już dość rozpoznawalną marką, nawet jeśli jeszcze nie odwiedzoną.

Czy goście z zagranicy już się dowiedzieli, że Warszawa ma taką atrakcję?

Nawet nie zaczęliśmy jeszcze mocniejszej promocji za granicą, a już musieliśmy wprowadzić oprowadzania w języku angielskim, bo zainteresowanie było olbrzymie.

Oczywiście tradycyjnie przyjmujemy wielu Niemców, bo oni lubią być tam, gdzie się coś nowego dzieje, są zainteresowani szczególnie aspektem technicznym. Mamy też gości z krajów, w których mocna jest Polonia, czyli ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Australii. Pojawiają się również turyści z Bliskiego Wschodu.

Wspomniał pan o współpracy Wedla z artystami, jeszcze przed wojną. A teraz widzę w muzeum artystyczne zdjęcia. Czy te tradycje będą kontynuowane?

Zaprosiliśmy do współpracy Pawła Bownika, to polski fotograf artysta, którego zdjęcia są w najważniejszych muzeach i galeriach Polski, w tym w Centrum Sztuki Współczesnej w Muzeum Narodowym w Krakowie.

Wystawa obejmuje dziewięć fotografii abstrakcyjnych, inspirowanych wyrobami Wedla, chociaż te inspiracje nie są dosłowne, nie są oczywiste na pierwszy rzut oka. To eksperymenty z formą.

Być może niektórzy ze zwiedzających nie spotkaliby się z jego pracami w innym miejscu.

Pomysłem na to miejsce nie jest tylko mówienie o czekoladzie i Wedlu. Chcemy być przestrzenią, która inspiruje na różne sposoby i wspiera różne środowiska, w tym polskich artystów.

Czy muzeum i sam Wedel chce być mecenasem sztuki?

Na naszej wystawie jest przestrzeń, która jest przeznaczona na wystawy czasowe. Chcemy tam umieszczać prace polskich artystów, które będą wplecione w oprowadzanie, ale też będą mieć tam swoje miejsce. Naszą ambicją jest budowanie kolekcji polskiej sztuki współczesnej.

Prace, które będą u nas wystawiane, wejdą do tej kolekcji i mam nadzieję, że w dalszej przyszłości będziemy mieli tyle dobrych prac, że kto wie, może będzie można postawić następne muzeum, tym razem muzeum sztuki, albo też wypożyczać te prace do innych instytucji kultury.

Rozmawiał: Filip Frydrykiewicz

Niedawno minęła pierwsza rocznica otwarcia miejsca, w którym rozmawiamy – muzeum Fabryka Czekolady E.Wedel.

To prawda, ale żeby to miejsce mogło się otworzyć 4 września w Międzynarodowy Dzień Czekolady, potrzebna była ponad 170-letnia historia marki E.Wedel.

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Reklama
Zanim Wyjedziesz
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte. Na razie na próbę
Materiał Promocyjny
UltraGrip Performance 3 wyznacza nowy standard w swojej klasie
Zanim Wyjedziesz
Szwajcaria liczy na turystów zainteresowanych zabytkami sakralnymi. „Namacalne spotkanie”
Zanim Wyjedziesz
Szykują się droższe wakacje na Majorce. Turyści zapłacą nowe podatki
Zanim Wyjedziesz
Największa atrakcja Teneryfy będzie płatna. Nawet 25 euro
Materiał Promocyjny
Raport o polskim rynku dostaw poza domem
Zanim Wyjedziesz
Greckie wyspy nie wytrzymują naporu turystów. Chcą wprowadzić bilety wstępu
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Reklama
Reklama