– Bankrutują przedsiębiorcy od roku pozbawieni przychodów. Leżymy na łopatkach, a klienci może pojawią się w kwietniu przyszłego roku. Tracimy 25 lat dorobku ciężkiej pracy. Byliśmy wizytówką Polski a zginiemy z długami – ocenia prezes Polskiego Stowarzyszenia Przewoźników Autokarowych Rafał Jańczuk.
Ratowanie miejsc pracy
Sytuacja jest klarowna dla banków. Windykują autobusy, od których przedsiębiorcy nie płacą rat kredytu lub leasingu. Zabranych autobusów na placach jest bardzo dużo i sprzedawane są za połowę ceny. Instytucje finansowe też nie mają co robić z niepotrzebnym taborem. – Banki nie chcą dawać nam kredytów, bo nie mamy przychodów. Zastawiliśmy domy i mieszkania, ale własne fundusze już nam się kończą. Bez pomocy państwa nie dotrwamy do kolejnego sezonu – przekonuje Kamil Lubański z firmy KL Team.
Przewoźnicy autokarowi zatrudniali przed pandemią ponad 70 tysięcy ludzi, ale już stracili ponad jedną trzecią potencjału. – Domagamy się pomocy państwa w utrzymaniu miejsc pracy. Dopłaty z powiatowych urzędów pracy to była najlepsza pomoc i udzielana przez urzędy blisko przedsiębiorców – ocenia Jańczuk.
Dodaje, że dla państwa musi być jasne, że branża nie spłaci pomocy udzielonej wiosną przez PFR, potrzebne jest więc umorzenie tych subwencji w całości. Co więcej, potrzebna jest druga transza, aby przedsiębiorcy mogli przetrwać zimę.
CZYTAJ TEŻ: Firmy autokarowe apelują o pomoc – mają sześć postulatów