Jak nformuje "Travel Weekly". Biura twierdzą, że pobyty w niektórych hotelach można kupić w internecie taniej niż u nich. W efekcie czują się zmuszeni do udzielania klientom zniżek, które dają z własnej prowizji. Shelly Taylor, właścicielka Taylor Travel z Prestatyn twierdzi, że podczas gdy za wycieczkę na Dominikanę dla czteroosobowej rodziny trzeba było zapłacić u agenta 6233 funty, to w sieci już tylko 5885 funtów.
- Klient nie chciał rezerwować przez internet, ale zobaczył cenę jak tam widnieje, w konsekwencji musiałam dać mu rabat. Straciłam 380 funtów z prowizji – mówi.
Taylor twierdzi, że polityka cenowa Cooka jest niejasna. Przykładowo w czerwcu jedna z ofert była tańsza w sieci niż u agentów o 400 funtów, w październiku różnice zniknęły. Agentka mówi, że problem dotyczy 30 - 40 procent hoteli, ale nie odnosi się zawsze do tych samych obiektów.
Phil Gardner, dyrektor sprzedaży i e-commerce w Thomasie Cooku wyjaśnił, że firma testuje modele cenowe w swoich kanałach sprzedaży. Praktyka dotyczy wybranych kierunków i jest częścią projektu łączenia różnych sposobów dystrybucji.