Proces rozpoczął się we wtorek przed Sądem Rejonowym w Nowym Dworze Mazowieckim. Karol J. odpowiada za fałszywy alarm bombowy, który ktoś wywołał w Wielkanoc, 27 marca w 2016 r., około północy. Grozi mu do ośmiu lat więzienia.
Świadek podkreślał, że to był pierwszy tego typu telefon w jego życiu. - Pamiętam, że rozmówca powiedział mi, że jest bomba na lotnisku. Byłem w szoku, zacząłem szukać kartki którą trzeba wypełnić w takiej sytuacji. Poprosiłem, żeby powtórzył. On jeszcze raz powiedział, że na lotnisku jest bomba i się rozłączył - relacjonował.
Dodał, że nie pamięta, czy dzwoniący sprawiał wrażenie pijanego. Sąd odczytał wcześniejsze zeznania świadka, z których wynikało, że "rozmówca mógł być wcięty". Podczas rozprawy odtworzono też nagrania rozmowy dyżurnego z – według śledczych – oskarżonym. "Będzie bomba lotniska. (...) Nie wiem, co się będzie działo, ale będzie bomba na lotnisku. (...) O 23.33, do widzenia" – brzmiało odtworzone zgłoszenie.
Po tej informacji z lotniska trzeba było wszystkich ewakuować. Dyżurny zeznał, że tego dnia na lotnisku był duży ruch, a paraliż trwał do późnych godzin nocnych. - Co najmniej jeden samolot zostały przekierowany na lotnisko im. Chopina - powiedział.
Zeznawał też szef biura finansów lotniska w Modlinie. Wyceniał koszty, które spowodował fałszywy alarm. Według niego z powodu fałszywego alarmu ewakuowano w sumie ponad dwa tysiące ludzi. Wskazywał, że same koszty lotniska - związane z ewakuacją, przewożeniem ludzi, zapewnieniem im picia i jedzenia, nadgodziny pracowników - sięgnęły prawie 12 tysięcy złotych.