Pod koniec XIX w. brytyjscy osadnicy ze wschodniej Afryki uznali, że ich władza i zyski z posiadłości kolonialnych zwiększą się, jeśli pociągnie się linię kolejową z Mombasy w głąb afrykańskiego interioru, przez ziemie zamieszkane przez dzikie zwierzęta i nieprzyjazne białym tubylcze ludy Masajów i Kikujusów. Kiedy zwrócili się do Izby Gmin o pieniądze, posłowie długo nie dawali się przekonać do tej inwestycji. Uznawali ją za zbyt ryzykowną, a przede wszystkim zbyt kosztowną wobec niepewnych zysków, jakie miała przynieść. "Tylko wariat zdecydowałby się wydać taką fortunę na drogę kolejową donikąd" – przekonywali w parlamencie.
Życie przyznało im rację, ale zanim to się stało, osadnicy i kolonizatorzy postawili na swoim i w 1896 r. zaczęli budować kolej. Pochłonęła ona nie tylko majątek, ale i życie ponad 4 tys. ludzi – głównie robotników, tragarzy i służby – zmarłych w wyniku malarii i innych tropikalnych chorób, a także nieszczęśliwych wypadków. Ponad sto osób zostało zabitych przez lwy ludojady, dla których ludzie pracujący przy budowie kolei stali się tak łatwym łupem, że przestały polować na dzikie zwierzęta.
Jej budowa zajęła pięć lat, kolej jednak powstała; jej stacja końcowa przerodziła się w dzisiejszą stolicę Kenii, Nairobi. Kolej pociągnięto zresztą jeszcze dalej, wokół brzegów jeziora Wiktorii do Kisumu, a następnie do Ugandy, nazywanej przez Brytyjczyków "perłą w koronie imperium".
Chińskie pieniądze...
Ponad sto lat po Brytyjczykach nową i znacznie nowocześniejszą od brytyjskiej linię kolejową z Mombasy do Nairobi i dalej do ugandyjskiej Kampali, rwandyjskiego Kigali i burundyjskiej Bużumbury, a także południowosudańskiej Dżuby chce budować rząd Kenii za pieniądze pożyczone w chińskich bankach. Chińczycy kładą też tory kolejowe oraz wznoszą wiadukty i mosty.
Pierwszy kenijski odcinek trasy kolejowej dotarł już pod Nairobi, ale wśród Kenijczyków nie ma zgody ani w sprawie przyszłych zysków z nowej inwestycji, ani szkód, które z całą pewnością spowoduje. Prezydent Uhuru Kenyatta, który w przyszłym roku będzie ubiegał się o reelekcję, popiera budowę kolei i przekonuje, że jest ona konieczna dla rozwoju gospodarczego Kenii i całej Afryki Wschodniej. Przeciwnicy nowej kolei obawiają się jednak, że wcale nie przyniesie ona spodziewanych dochodów, za to budując ją za pieniądze Chińczyków, rząd i państwo popadną w niebezpieczne długi. Cały koszt budowy szacowany jest na ok. 4 mld dolarów i niemal w całości zostanie sfinansowany z chińskich pożyczek.