Kto raz spróbował wypoczynku na anektowanym przez Rosję półwyspie, zazwyczaj już tam nie wraca, wybiera nowocześniejsze i lepiej przygotowane Soczi. Od podroży na Krym Rosjan odstraszają przerwy w dostawach prądu, niedobór wody, trudności z wjazdem i wyjazdem, drożyzna (ceny są wyższe niż w Moskwie) i niski standard usług turystycznych.
Jak podała gazeta "Kommiersant", o ile w 2015 roku na Symferopol przypadała połowa rezerwacji lotniczych w biurach podroży, o tyle obecnie jest to ok. 20–35 procent. – Spodziewaliśmy się takiego spadku po sezonie w 2015 roku. Infrastruktura półwyspu nie zapewnia jakości usług, jakie nasi turyści mają w Turcji czy Egipcie. Ci, którzy raz tam odpoczywali, nie chcą wybierać Krymu na regularne wakacje – przyznaje dyrektor firmy Soviaznoj-Travel Andriej Osincew.
Z kolei Siergiej Romaszkin, dyrektor biura Delfin, zwraca uwagę, że Krym zyskał gości dzięki wstrzymaniu sprzedaży wycieczek do Egiptu (zamachy) i Turcji (sankcje rosyjskie). – Nie więcej niż 20 procent z tych, którzy latali do Egiptu i Turcji, jest gotowych na wypoczynek w Rosji. A i tak nie na Krymie, ale w Soczi – podkreśla Romaszkin.
Krym ma w tej stawce najwięcej do nadrobienia. W momencie rosyjskiej aneksji w marcu 2014 r. Krym miał 467 sanatoriów i pensjonatów, 232 hotele, 92 dziecięce sanatoria i obozy lecznicze oraz 517 km plaż. Jednak ukraińska baza była w większości na sowieckim poziomie, przestarzała i niskiej jakości. Kreml policzył, że na rozwój turystycznej infrastruktury półwyspu wydać trzeba do 2020 roku około bilion rubli (dziś to 15,3 mld dolarów).
Zaraz po aneksji rosyjskie władze rozdzieliły krymskie domy wczasowe i sanatoria między swoje urzędy i wielkie firmy państwowe, a urzędnicy państwowi dostali polecenie, by urlopy spędzać nie w Egipcie, ale na Krymie.