Epoka marszałka Tity nigdy nie została w pełni rozliczona. Owszem, chorwaccy i słoweńscy historycy opisali zbrodnie jego partyzantów na światowej politycznych przeciwnikach pod koniec II wojny, tłamszenie swobód narodowych i obywatelskich, czy wreszcie komunistyczne eksperymenty ekonomiczne znane jako „praca uspołeczniona".
Wszystko to nie ma jednak znaczenia wobec fali „jugonostalgii", czyli tęsknoty za wyidealizowanym czasem pokoju sprzed krwawych wojen bałkańskich z lat 90. Na dodatek na większości obszaru byłej Jugosławii konflikty doprowadziły do zubożenia społeczeństw, tak więc „złota epoka Tity" wspominana jest dodatkowo jako legendarne czasy względnego dobrobytu, trochę jak w Polsce naiwna tęsknota za czasami Gierka.
Mimo rozpadu dawnej Jugosławii mit marszałka nadal jednoczy jej narody
Co ciekawe, Tito (pół Chorwat, pół Słoweniec) pozostał wspólnym bohaterem wszystkich sześciu republik pojugosłowiańskich. Za bohatera lepszych czasów uważają go nawet Albańczycy z Kosowa. Postać marszałka obok zmitologizowanej tradycji partyzanckiej i muzyki turbofolk to trzeci element wciąż integrujący Serbów, Chorwatów, Bośniaków, Czarnogórców, Macedończyków i Słoweńców, mimo że dzieli ich nadal trudna do przezwyciężenia wrogość z czasu wojny w latach 90.
W ramach rozliczeń z kultem jednostki stolica Czarnogóry przestała być Titogradem i powróciła do tradycyjnej nazwy Podgorica. Tu i ówdzie zniszczono pomnik wodza (tak stało się w 1991 r. w serbskich Użicach). To jednak wyjątki – nigdzie nie zamknięto żadnego muzeum z okresu kultu jednostki, a żadne z miejsc pamięci o zmarłym w 1980 r. przywódcy do dziś nie narzeka na brak odwiedzających, choć oczywiście nie są to już tłumy z czasów, gdy ciągnęły tam wycieczki organizowane przez szkoły i zakłady pracy.