W 2008 roku sytuacja gospodarcza w Islandii załamała się, co doprowadziło do recesji. Kraj wdrożył plan ratunkowy, który w dużej mierze opierał się na turystyce. Sektor hotelarski miał być głównym czynnikiem napędzającym gospodarkę. Plan zadziałał, ale pojawiły się inne problemy. Turystyka zaczęła się nadmiernie rozwijać – do kraju, który liczy 367 tysięcy mieszkańców, przyjeżdża rocznie ponad 2 miliony podróżnych – pisze branżowy portal Tourism Review. Dla porównania, w 2015 roku było ich 950 tysięcy.
Mieszkańcy Islandii ważniejsi od turystów
Władze kraju chcą przede wszystkim zachować naturalne piękno i malownicze krajobrazy swojej ojczyzny. Celem jest również poprawa standardu życia mieszkańców.
Premier Kristrun Frostadottir mówi, że przyjeżdżający też wcale nie chcą odwiedzać Islandii w tłumie, dlatego trzeba nieco osłabić wysiłki promocyjne. Władze obawiają się, że zbyt duża liczba turystów będzie oznaczać przeciążenie infrastruktury drogowej, służby zdrowia i wpłynie negatywnie na sytuację mieszkaniową mieszkańców.
Rząd ogłosił plany wprowadzenia podatku turystycznego, z którego przychody zostaną wykorzystane do lepszego uregulowania branży turystycznej i jej rozwoju. Szczegóły dotyczące daty wdrożenia, obszarów, których ma dotyczyć i stawek nie zostały jeszcze ujawnione.
W Islandii nie chcą za dużo mieszkań w Airbnb
Ponadto rząd zamierza zmniejszyć zależność od turystyki, nadając priorytet branżom przynoszącym większą wartość dodaną krajowi. Obejmuje to promowanie tworzenia sektorów o wysokiej produktywności, takich jak centra danych i produkcja zielonej energii.