A do tego w bliskim sąsiedztwie lasu. Goście mogą pójść na spacer do lasu albo pojeździć rowerem.
Od lat promujemy aktywność fizyczną i zdrowy styl życia, Bonifacio jest miejscem, w którym możemy realizować związane z tym pomysły. Zawiesiliśmy sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Serwujemy zdrowe jedzenie, używamy naturalnych kosmetyków, tworzymy własne programy sportowe.
Hotel ma być wiarygodny, to znaczy pod każdym względem prezentować jakość, do której przez lata przyzwyczailiśmy klientów na wyjazdach narciarskich. Klient, który najpierw wyjechał z nami na narty lub imprezę firmową, a potem przyjechał do hotelu, musi dostać to samo, inaczej nasz pomysł koła marketingowego się nie sprawdzi.
Nasze koło marketingowe skupia ludzi z całej Polski, którzy w ciągu ostatnich trzech lat gdzieś z nami byli. Jest ich obecnie około 40 tysięcy. To grupa klientów najbardziej dla nas lukratywnych, o największej sile nabywczej, których musimy bardzo hołubić, być z nimi w stałym kontakcie, tworzyć dla nich programy lojalnościowe. To nasi ambasadorowie, którzy mówią i świadczą o naszej jakości i to jest najlepszy marketing na świecie. W ten sposób zapewniamy sobie frekwencję. Oczywiście ze względów PR-owych jesteśmy też w Google’ach czy na Facebooku, ale przede wszystkim pracujemy z tą grupą, opierając się na trzech podstawach - klubie, incentive i hotelu.
Jakie średnie roczne obłożenie notuje hotel?
Prawie 80 procent. Biorąc pod uwagę, że z niedzieli na poniedziałek nie ma prawie nikogo, bo wyjeżdżają turyści indywidualni, a firmowi jeszcze się nie pojawiają, mamy 100-procentowe obłożenie przez sześć dni w tygodniu.
Dlatego rozbudowujemy hotel - o prawie 2000 metrów kwadratowych, czyli jedną trzecią obecnej powierzchni. Stawiamy apartamentowce, z których każdy ma 600 metrów kwadratowych, cztery apartamenty, salę konferencyjną, living room itd. Po rozbudowie hotel będzie miał około 75 pokojów. Na tym chciałbym poprzestać.
Po ilu latach zwróci się panu koszt tej inwestycji?
Tego nie liczy się w latach, bo rozbudowa hotelu nie jest budową. Z trzech największych rodzajów kosztów - finansowego, pracy i mediów - w moim wypadku zostaje praktycznie tylko koszt finansowy, bo nie zwiększam załogi, a jeśli chodzi o media, to właśnie budujemy piec kogeneracyjny, czyli wchodzimy w odnawialne źródła energii. To bardzo duża inwestycja, która będzie się spłacała siedem czy osiem lat, ale dzięki niej będę miał nadwyżki energii, zatem dobudowanie 1800 metrów kwadratowych nie zwiększy mi zasadniczo kosztów. Gdybym budował hotel od zera, byłoby mi bardzo trudno zamknąć biznes plan. W dzisiejszych warunkach nie zdecydowałbym się na to.
Co najważniejsze jednak, jesteśmy dopiero na początku kryzysu. Potrwa on w Polsce minimum trzy lub cztery lata i będzie ogromnym wyzwaniem dla wszystkich. I trzeba się do niego dobrze przygotować.
Cały czas Polska ma wzrost gospodarczy i nie ma bezrobocia. Skąd taki czarny scenariusz?
Proszę zauważyć, ile sklepów z odzieżą w Polsce się zamknęło i to nie tych z wyższej półki, ale tańszych. Uważam, że kryzys najmocniej dotknie mniej zamożnych Polaków, a najmniej odczują go ludzie najbogatsi.
To dlatego chcę jak najszybciej rozbudować hotel, robię to z myślą o takich właśnie klientach, to ich chcę skusić jeszcze lepszą jakością. Poprzez tę inwestycję chcę wejść na wyższy poziom, aby przeżyć nadciągający kryzys.
Jeśli chodzi o konferencje, w Bonifacio gościmy głównie zarządy firm, które mają budżety i muszą się spotykać. Chcę doprowadzić hotel do takiego stanu, żeby chciały do nas przyjeżdżać przez kolejne trzy, cztery lata, zwłaszcza że w tym czasie nie będzie w hotelach wyjazdów integracyjnych.
Uważa pan, że klienci premium ochronią pana przed kryzysem?
Mój know how zawsze skupiał się na klientach premium. Był moment, krótko przed pandemią, kiedy wydawało mi się, że nie będę w stanie pozyskać ich więcej, wszedłem więc na rynek wyjazdów narciarskich z niższej półki - zwyczajne narty, bez otoczki klubowej, après-ski, występów. To się oczywiście bardzo dobrze sprzedawało, bo wystarczy dać dobrą cenę, by pozyskać klientów.
Teraz jednak wycofuję się z tego, bo uważam, że przez najbliższe lata z tą grupą klientów będzie największy problem. Mniej zarabiający nie pojadą z taką firmą jak nasza, będą kombinować, szukać oszczędności, wybierać tańsze ośrodki, a niektórzy w ogóle zrezygnują z nart. A segment premium pozostanie, bogaci może nie kupią sobie nowego domu, ale na pewno nie zrezygnują z dobrych wyjazdów.
Czyli jest pan spokojny?
Nie jestem spokojny. Jestem za to bardzo uważny w kontraktach. Być może na przyszły rok zakontraktuję mniej pokojów, zakładając, że nie sprzedam ich dwóch tysięcy, ale trochę mniej.
Jak w takim razie zareagował pan na pandemię? Co robić w sytuacji, kiedy turystyka zostaje zupełnie wyłączona?
Jeżeli pan pyta o scenariusze na przyszłość, to nie ma takich. Na pandemię nie można się przygotować, bo to siła wyższa. Mieliśmy to szczęście, że zdarzyła się po kilku bardzo dobrych dla BFC latach. Mieliśmy przygotowane pieniądze, i to niemałe, na inwestycję apartamentową. Skorzystaliśmy też oczywiście z pomocy państwa.
Zwolniliście ludzi?
Nie. Odeszli tylko ci, którzy pracowali na umowy zlecenia, etatów nie redukowaliśmy, ani w firmie w Warszawie, ani w hotelu. To był największy nasz sukces, choć nie przyszedł nam łatwo.
Drugą szaloną rzeczą, którą zrobiliśmy, była modernizacja hotelu. Wcześniej nie mogliśmy jej przeprowadzić, bo hotel cały czas działał na pełnych obrotach. W pandemii odnowiliśmy dwie restauracje, bar, recepcję, przestrzenie zewnętrzne. Włożyliśmy w to prawie 1,5 miliona złotych.
Wykorzystaliście flautę i przygotowaliście się na moment, kiedy znowu wszystko ruszy.
Mieliśmy różne zwariowane pomysły. Kiedy ludzie bali się wyjść z domu, wysłaliśmy do klubowiczów zaproszenie na piknik na polanie. Przygotowaliśmy dla nich szampana, kosze piknikowe i kopy siana, na których mogli siedzieć i ucztować. Odzew był fantastyczny, cała polana się zaludniła. Nie chodziło o to, żeby zarobić, ale żeby przypomnieć się klientom, być z nimi w kontakcie.
Nie mieliśmy jednak żadnego pomysłu, co zrobić z nartami. Wyciągi były zamknięte. I tu też postawiliśmy na kontakt z klientami. Namawialiśmy ich, żeby przerzucili się na biegówki i narty skiturowe, wysyłaliśmy propozycje tras, podpowiadaliśmy, gdzie można wypożyczyć sprzęt. Bardzo dużo ludzi się tym zainteresowało.
Wyszliśmy z tego kryzysu obronną ręką. Kiedy tylko otworzyły się hotele, natychmiast mieliśmy komplet klientów. Dlaczego? Bo cała załoga była gotowa do pracy, kuchnia pracowała pełną parą, a hotel był jak nowy po remoncie. Takie zresztą było nasze hasło promocyjne - zakochaj się na nowo.
A jak sprzedaje się najbliższy sezon?
Dobrze, nie mam co do niego obaw. Statystyki sprzedaży od lipca do października są takie same jak w poprzednich latach. Najmocniejsi klienci już kupili, teraz będą kupowali mniej zdecydowani albo ci, którzy nie są jeszcze pewni, z kim albo dokąd pojadą.
A biznes hotelowy? Kryzys też go nie rusza?
Na razie nie, bo bazujemy na kontraktach, które już mamy podpisane - na prąd do końca roku, a na gaz do połowy przyszłego roku - i nie szarżujemy ze średnią ceną. Na razie wzrosła ona o około 10 procent, więc klient zbytnio tego nie odczuwa Ale obawiam się, że w przyszłym roku, kiedy będą nowe rachunki, średnia cena pójdzie do góry. Wtedy zobaczymy, jak klient będzie się zachowywał.
MICE-owe imprezy też normalnie się sprzedają?
Problemy na pewno mają duże hotele, bo imprezy na kilka tysięcy ludzi już nie wrócą, możemy o nich zapomnieć. My tego za bardzo nie odczujemy, bo zawsze mieliśmy niewielkie grupy, może nawet teraz ich jest więcej, bo duże firmy z kapitałem zagranicznym wprowadziły hybrydowy system pracy i pracownicy muszą się gdzieś spotykać, integrować, szkolić. Część spotkań odbywa się w open space’ach i salach konferencyjnych, a część w hotelach. My jesteśmy w dobrej sytuacji - mamy duży hotel z małą liczbą pokojów, więc kilkudziesięcioosobowe grupy rezerwują go w całości.
Cały czas rozmawiamy o nadciągającym kryzysie. Tymczasem pan ogłosił niedawno, że będzie budował w Polsce ośrodek narciarski. O co chodzi?
Chodzi przede wszystkim o wielki biznes. Mam 55 lat i to jest mój czas.
Nie chce się już panu latać do Włoch?
Do Włoch zawsze będę latał. Ten projekt ma być klamrą spinającą moje doświadczenie w organizowaniu wydarzeń narciarskich we Włoszech i całą wiedzę na temat turystyki zimowej, jaką zgromadziłem przez 30 lat.
Ramię w ramię w Włochami budowałem rynek narciarski w Trydencie. Otworzyliśmy dla Polaków między innymi Pinzolo czy Ponte di Legno po tym, jak powstały tam koleje gondolowe łączące te miejscowości z kurortami. W Polsce chcę zrobić dokładnie to, czego nauczyłem się i od lat realizuję we Włoszech. Byłem już w Wiśle, Ustroniu, Szczyrku, ale pomysł i warunki znalazłem w Dusznikach-Zdroju.
Tamtejsza gmina chce zbudować kolej gondolową, która połączy Duszniki z Jamrozową Polaną i Zieleńcem. My chcemy wybudować staję pośrednią - Podgórze. Jest tam piękny teren narciarski na wysokości około 1000 metrów nad poziomem morza, ze świetną, północną ekspozycją stoków. Postawimy tam trzy duże wyciągi z sześcioosobowymi kanapami, trzy orczyki i kilka małych wyciągów na około 25 kilometrów tras narciarskich. Chcemy, by był to ośrodek rodzinny z doskonałą czarną trasą gigantową FIS dla sportu.
W Dusznikach jest zaplecze hotelowe. Po sąsiedzku, na Jamrozowej Polanie działa centrum sportu i najnowocześniejszy ośrodek biathlonowy w Europie Duszniki Arena, a w Zieleńcu bardzo dobry ośrodek narciarski Zieleniec Ski Arena z 30 kilometrami tras narciarskich, na których jeździ pół miliona ludzi rocznie - właściwie mam gotowiec.
Jak zamierza pan sfinansować to przedsięwzięcie?
To olbrzymia inwestycja, sam tego nie zrobię, dlatego powołałem spółkę akcyjną Stacja Narciarska Podgórze Ski Arena. Pozyskałem partnera finansowego, a następnie merytorycznego, który ma doświadczenie w budowaniu tego typu ośrodków w Polsce, i architekta, ale miejscowego, który zna Podgórze jak własną kieszeń i stworzył niepowtarzalne, doskonale uzupełniające się trasy narciarskie. Spółka od sierpnia pracuje pełna parą.
A doradzać mi będą moi przyjaciele z Włoch, ludzie, z którymi współpracuję od 20 lat i którzy wiedzą wszystko na ten temat.
Czy pańscy włoscy przyjaciele nie padli ze śmiechu, jak zobaczyli jakość i wysokość tych stoków?
Padli nie ze śmiechu, ale na kolana - z wrażenia. Skirama z 200 kilometrami tras narciarskich w Folgaridzie, Marillevie, Madonnie di Campiglio i Pinzolo sprzedaje 1,8 miliona karnetów rocznie. Zieleniec z 30 kilometrami tras sprzedaje ich pół miliona. To niesamowite, zwłaszcza że ceny tych karnetów bardzo się od siebie nie różnią, szczególnie w wypadku Madonny di Campiglio.
Z jednej strony w oczy zagląda nam kryzys, a z drugiej widać już skutki ocieplenia klimatu. W górach topnieją lodowce. To nie zachęca do inwestowania w biznes narciarski.
Ale Podgórze ma wyjątkowy mikroklimat i najlepsze warunki śniegowe w Polsce, lepsze nawet niż w Czechach czy na Słowacji. Półtorametrowa warstwa śniegu utrzymuje się tam od grudnia do maja. Co ciekawe, nie wiadomo dlaczego, choć wielu naukowców badało to zjawisko.
Już przed wojną działał tam ośrodek sportowy z kilkoma skoczniami narciarskim i torami saneczkowymi, które można by dziś odtworzyć.
Chcę zbudować na Pogórzu nowoczesną stację narciarską na poziomie alpejskim i nie widzę najmniejszych powodów, dlaczego miałoby się to nie udać. Punkty gastronomiczne, szkoła narciarska, serwis narciarski - wszystko będzie takie, jak w Alpach.
Będziemy też mocno angażować się w rozwijanie bazy hotelowej najwyższej jakości, chcemy wprowadzić na Podgórze nasz drugi hotel BoniFaCio SKI &SPORT Resort, w którego projekt wkładam całą swoją dotychczasowa wiedzę. Mam nadzieję, że będzie to prawdziwa wizytówka tej nowoczesnej stacji narciarskiej.
Nie będziemy działać jak inne ośrodki, które tylko otwierają wyciągi i czekają na klientów.
Mamy w planach organizowanie różnego rodzaju wydarzeń i zawodów sportowych. Dzięki temu Podgórze będzie ośrodkiem całorocznym.
Jest jeszcze coś - w Dusznikach-Zdroju ma powstać Centralny Ośrodek Sportu, najnowocześniejsze centrum przygotowań olimpijskich w tej części Europy z pierwszym w Polsce torem bobslejowym, krytą pływalnią o wymiarach olimpijskich, tunelem śnieżnym i lodowiskiem.
To wam nie psuje szyków?
Przeciwnie. Taka inwestycja znakomicie wpisze się w nasz projekt. COS wraz z przebudowaną i doposażoną Duszniki Areną i naszym ośrodkiem narciarskim stworzą nową jakość w sportach zimowych.
Ta stacja będzie ukoronowaniem pańskiej drogi zawodowej?
Z pewnością będzie to projekt zrealizowany profesjonalnie, a ja będę miał satysfakcję ze zrobienia czegoś ważnego dla polskiego narciarstwa.