Siedem, osiem milionów złotych. Budowa, wyposażenie i urządzenie zieleni dookoła.
A kiedy inwestycja się zwróci?
Średnie obłożenie Bonifacio dochodzi do 70 procent. Zakładamy, że nowe budynki będą je miały na poziomie 50 procent. A biorąc pod uwagę podwyższony w stosunku do czterech gwiazdek przychód z pokoju, punkt zero, czyli zwrot kosztów utrzymania, osiągniemy przy obłożeniu nawet mniejszym niż 40 procent.
Oczywiście to są zaawansowane obliczenia, dotyczące tej konkretnie sytuacji, kiedy pewne koszty stałe już i tak ponosimy, prowadząc Bonifacio. Ktoś kto budowałby od zera takie bungalowy nie mógłby przyjąć podobnego założenia, musiałby liczyć na dużo większe obłożenie.
Czy dodatkowa grupa klientów, nie wymusi zmian w organizacji hotelu?
Ma pan rację, dlatego planujemy w powiększyć bufet śniadaniowy, a na antresoli, gdzie jest klub, prowadzić będziemy dodatkową restaurację z tarasem. Razem z restauracją a la carte będą więc trzy miejsca na posiłki.
Będziemy musieli poprowadzić też nowe chodniki, oświetlenie, postawić ławki, dodać zieleni. Przy okazji więc dokończymy niektóre inwestycje planowane jeszcze przy budowie pierwszego hotelu. To są duże połacie terenu, koszty więc nie będą małe.
Kiedy wprowadzą się pierwsi goście? Czy pan już wpisał te nowe pokoje do systemu rezerwacyjnego?
Nie, będąc odpowiedzialnym przedsiębiorcą nie mogę tego zrobić. Poprzedni hotel miał cztery miesiące poślizgu, wobec założonego terminu otwarcia. Jeszcze wszystko się może wydarzyć.
W tej chwili w Polsce buduje się mnóstwo hoteli, zarówno miejskich jak i w typowych miejscowościach wypoczynkowych. Jak pan ocenia ten ruch i przyszłość biznesu hotelarskiego w Polsce?
Nie trzeba wiele przewidywać, mechanizmy są znane. Ciągle brakuje hoteli miejskich, ale kiedy wypełni się ta luka, zacznie się konkurencja i gorsze przegrają. Zostaną te, które będą w najlepszych miejscach i z dobrą ceną.
Drugi typ hoteli to hotele w miejscowościach wypoczynkowych, nad morzem lub w górach, tak zwane destination hotels. Na Mazurach już dzisiaj widać obiekty z bardzo dobrym obłożeniem i hotele, które plajtują – w tym regionie zapotrzebowanie na miejsca noclegowe zostało nasycone i wygrywają lepsze.
Hotel Bonifacio nie należy ani do pierwszej, ani do drugiej grupy. Nie mamy ani miasta, ani morza, ani gór. U nas najistotniejszy jest więc program. Goście przyjeżdżają do nas ze względu do konkretnych instruktorów, trenerów, animatorów, masażystów, na zabiegi kosmetyczne i do szefa kuchni.
Nasz model, nad którym pracujemy od 20 lat, to model, jaki widać w zachodnich biurach podróży i hotelach, jak na przykład we francuskim Club Med. Ich klienci nie pytają, czy hotel jest ładny – jadą dla marki, która zapewnia im dobry poziom usług i zajęć.
Takie hotele jak Bonifacio mają przyszłość, choćby dlatego, że nie mają konkurencji. Siła ich tkwi bowiem w programach i ludziach, którzy te programy tworzą. Pod dużymi miastami, jak Wrocław, Poznań, Gdańsk nie ma hoteli, w których łączą się te wszystkie funkcje, które można znaleźć u nas – i zajęcia sportowe z trenerami, i zajęcia dla dzieci z profesjonalnymi animatorami, opiekunami, aktorami, i dobra kuchnia, i zabiegi kosmetyczne. Stworzenie tego wszystkiego i utrzymanie jakości to jest ciężka robota. W hotelu pracuje nad tym 70 osób.
Na czym polega ten koncept? Bonifacio powstał z myślą o klientach aktywnych. Dla których mniej się liczy wielkość pokoju, bardziej możliwość spędzania czasu na powietrzu.
Sport, aktywność, zdrowy tryb życia to moja pasja. Wyrosłem w kulcie sportu, co mam po ojcu, który był mistrzem Polski w gimnastyce i znanym działaczem sportowym. Sam jestem po AWF-ie, zająłem się turystyką i narciarstwem. Wszystko co robię jest z tym związane. Dlatego bardzo mnie cieszy kiedy nasi klienci korzystają z możliwości jakie daje Bonifacio. Począwszy od spacerów z kijami po lesie z naszym trenerem, a na bieganiu, fitnesie i pływaniu kończąc.
Wzorujemy się między innymi na skandynawskiej koncepcji animacyjnej dla dzieci – pracujemy z nimi w terenie, blisko natury. Niezależnie od pogody dzieci są na świeżym powietrzu. Zajęcia jak w harcerstwie, podchody, a zabawki to kamienie, szyszki, gałęzie, kasztany, liście, mech. Uruchamiamy ich wyobraźnię.
Do tego mamy cały system lojalnościowy, którego celem jest zachęcanie dzieci, które jeżdżą z nami na narty do Włoch, żeby przyjeżdżały także z rodzicami w ciągu roku do naszego hotelu. Rocznie na narty wyjeżdża z BFC ponad tysiąc dzieci. Uczy ich jeździć zając Bonifacy, wielka maskotka. Poza tym codziennie mają zajęcia z innym zwierzakiem, który utożsamia inną dziedzinę. Dzik to artysta, sowa jest specjalistką od zagadek i nauki, wiewiórka to sportowiec, a sarenka – obieżyświat. Mamy też swoją piosenkę i własną książeczkę z bajką, a do tego jeszcze inscenizację tej bajki, w której występują wymienione zwierzęta. Na koniec turnusu zapraszają one dzieci do Bonifacio. Mamy tam przytulisko, w którym można zobaczyć żywe zwierzęta z naszej bajki, można je karmić i się z nim zaprzyjaźnić. To działa, 70 procent dzieci, które były z nami na nartach zimą wraca do nas latem do hotelu i odwrotnie – dzieci, które skorzystały z hotelu, chcą jechać zimą z nami na narty. Taki marketing jest najbardziej efektywny.
A co dla rodziców?
Stworzyliśmy program forest gym – zajęcia fitness i jogi w lesie, gdzie wykorzystujemy naturalne ukształtowanie terenu i same drzewa zamiast urządzeń jak w siłowni na sali. W Bonifacio można grać w siatkówkę, w piłkę wodną, wziąć udział w spływie kajakowym albo podchodach. Te zajęcia nie wymagają jakiejś nadzwyczajnej sprawności i kondycji, są dla wszystkich. Zajęcia grupowe są już wliczone w cenę pobytu, ale można też wynająć sobie instruktora i ćwiczyć z nim indywidualnie w sali lub w terenie.
Skoro tyle wysiłku, pomysłowości i pieniędzy włożył pan w przygotowanie tych programów, nie myśli pan o stworzeniu franczyzy? Jestem przekonany, że są hotele, którym przydałby się podobny pomysł do rozwinięcia biznesu.
Nie ukrywam, że myślę o tym. Mimo że nie nadaję tym moim działaniom jakiegokolwiek rozgłosu, inwestorzy zgłaszają się do mnie. Ale to nie pójdzie szybko, bo naszymi partnerami nie mogą zostać biznesmeni, którzy mają tylko pieniądze. To muszą być ludzie, którzy będą sobie zdawali sprawę, że to jest ciężka praca. Najlepiej, żeby mieli podobne firmy i doświadczenie. Ta sama jakość, która jest u nas, musi być pod Poznaniem czy pod Wrocławiem. I oczywiście muszą dysponować obiektem spełniającym kryteria do prowadzenia zajęć i obsługiwania gości według wypracowanych przez nas zasad.
Można by to wesprzeć grupą zakupową i wspólnym marketingiem.
Pewnie model finansowy Bonifacio też niejeden hotel chciałby skopiować?
Nasze przychody w połowie, a czasem nawet w 60 procentach, pochodzą z działalności innej niż sprzedaż noclegów – z programów eventowych, team buildingowych, zajęć w terenie, z restauracji, sprzedaży win i innych alkoholi, usług kosmetycznych prowadzonych na licencji firmy Clarins, masaży i indywidualnych zajęć fitness. Wynik ten to rezultat pracy świetnego zespołu, który prowadzimy wykorzystując wiedzę i doświadczenie nabytą przez 26 lat pracy w tym biznesie.