Wśród nich jest m.in. Rainbow Tours, drugie co do wielkości na rynku polskim. Turystom, którzy jadą z nim na wakacje, proponuje wykupienie „gwarancji zwrotu kosztów rezygnacji z podróży". Koszt - 3 procent ceny imprezy. Zwrot nastąpi pod warunkiem, że rezygnacja wynika z przyczyn losowych.

Ponieważ oferowanie takich produktów może być uważane za działalność ubezpieczeniową, sprawą zainteresowała się Komisja Nadzoru Finansowego. – Analizujemy sprawę, tym bardziej, że takich podmiotów jest kilka – wyjaśnia Maciej Krzysztoszek z KNF. – Badamy, czy jest to działalność ubezpieczeniowa bez licencji KNF, czyli ewentualne naruszenie art. 225 ustawy o działalności ubezpieczeniowej. Mówi on o tym, że każdy, kto bez wymaganego zezwolenia wykonuje czynności ubezpieczeniowe lub działalność reasekuracyjną, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch.

KNF sprawdza, czy są to umowy ubezpieczenia. – Co do zasady, jeśli jeden podmiot za wynagrodzeniem przejmuje od innego ryzyko finansowe związane ze zdarzeniem losowym, zobowiązując się wypłacić w razie zaistnienia tego zdarzenia pewne świadczenie pieniężne, to wydaje się, że jest to działalność ubezpieczeniowa – wyjaśnia Krzysztoszek.

Tomasz Rosset, sekretarz generalny Polskiej Izby Turystyki, przyznaje, że kilka biur podróży oferuje takie produkty własne. – Klient Rainbow Tours może się czuć bezpieczny, bo to biuro w Polsce z wysokimi gwarancjami. W razie rezygnacji z wycieczki, mając wykupioną opcję zwrotu kosztów, na pewno je otrzyma – zaznacza. Nie chce oceniać, czy biuro łamie prawo.

Wątpliwości nie ma radca prawny specjalizujący się w prawie turystycznym Piotr Cybula. – Takie praktyki są niezgodne z ustawą o usługach turystycznych – uważa. Zaznacza, że trudno byłoby np. uzyskać zwrot kosztów w wypadku kiedy rezygnacja z wakacji nastąpiłaby tuż przed ewentualnym ogłoszeniem upadłości biura. – Gwarancje, jakie touroperatorzy mają, takich produktów nie honorują – twierdzi radca. – W tym wypadku zwrotu pieniędzy można by było oczekiwać jedynie od ubezpieczyciela, którego zabrakło, bo to biuro podróży weszło w jego buty.