Do Londynu Hendrix przybył otoczony sławą. Mieszkanie, w którym muzyk zamieszkał z dziewczyną, Kathy Etchingham, odtworzono z dbałością o najmniejsze szczegóły. Wygląda tak, jakby gitarzysta wyszedł z niego tylko na moment. Na drzwiach wisi szlafrok, na łóżku leży gitara.

Dochodzi do tego kolekcja nagrań, niezwykle różnorodna: od muzyki klasycznej, przez jazz po płyty Boba Dylana - najbardziej zdarte. Jak mówi dyrektorka muzeum Michelle Aland, w sąsiedztwie były wówczas tylko warsztaty i sklepy, więc Jimmy mógł grać tak głośno, jak chciał. Regularnie psuł głośniki. Muzykę słychać było daleko na ulicy.

Początkowo w muzeum panował większy bałagan, a jego twórcy chcieli, by przedmioty pokrywał kurz. Jednak przeciw temu zaprotestowała Etchingham, przypominając, że muzyk bardzo dbał o porządek.

Artysta mówił, że mieszkanie przy Brook Street było pierwszym, w którym czuł się naprawdę u siebie. Jego wystrój jest eklektyczny: wiktoriańskie zasłony sąsiadują z perskimi dywanami, motywami art deco i elementami marokańskimi.

Pokoje Hendrixa są częścią Muzeum Jerzego Fryderyka Haendla. Wielki kompozytor mieszkał tu bowiem trzysta lat wcześniej. Według Barriego Wentzella z pisma "Melody Maker", gitarzysta często do tego nawiązywał. - Powiedział kiedyś: Wiecie, czasem czuję wibracje zza ściany. Ciekawe, jakby to było móc improwizować z Haendlem. Cóż, pewnie teraz to robi - mówi fotoreporter.