Księgi rekordów Guinnessa, zazwyczaj nie traktuje się szczególnie poważnie. Ot, spis rozmaitych, często abstrakcyjnych osiągnięć, rzadko wpływających na losy świata. No bo jaką moc sprawczą ma największy hamburger czy najdłuższy skok świnki morskiej? Co innego w Dubaju. Niezliczona liczba periodyków, publikacji i internetowych stron poświęconych Guinnessowi, a także prób zwyciężenia w jego kolejnych kategoriach sugerują, że miasto jest zdeterminowane, by nieustannie zadziwiać glob swoimi możliwościami. I jest z tego autentycznie dumne.
Przykłady? Najwyższy na świecie budynek – ponad 800-metrowa Burdż Chalifa – i największa na nim noworoczna dekoracja w technologii LED (ponad 11 tys. światełek). Największe lotnisko na świecie, które w tym roku prześcignęło londyńskie Heathrow, i najszybszy przyrost turystów. Najdłuższe (2,25 km) na świecie graffiti i największa liczba różnych marek aut biorących udział w paradzie samochodowej. Najdłuższy (5,5 km) złoty łańcuch stworzony w tym roku z okazji 20. rocznicy największego festiwalu zakupów i najdłuższy (5 km) welon panny młodej, pokazany na targach ślubnych Sharjah. Najwięcej (300) nurków, którzy zgłosili się na ochotnika, by sprzątać dno morza, i najdroższa (ok. 91 mln złotych) transakcja zakupu nieruchomości na aukcji internetowej.
Osiągnięcia, choć ich waga skrajnie różna, imponujące. Nie bez powodu. Dubajowi marzy się, by stać się pierwszym i najważniejszym kierunkiem turystycznym. Sprzyjają mu kłopoty konkurencji; dręczone dokonywanymi przez ekstremistów zamachami Egipt czy Tunezja coraz częściej odstraszają turystów. W przeciwieństwie do Azji Południowo-Wschodniej Dubaj nie jest narażony na tsunami czy – jak ostatnio w Indonezji – klęski ekologiczne.
Z kolei pozostałe najpopularniejsze kierunki wyjazdów, głównie państwa basenu Morza Śródziemnego, uzależnione są od sezonu, a ten już od października jest martwy. Ciepły przez cały rok Dubaj wygrywa także dzięki lokalizacji – leży relatywnie blisko świata zachodniego – zaledwie pięć godzin samolotem z Europy, co nawet wyjazd na długi weekend czyni sensownym. Jeśli dodać stabilność polityczną, rozkwit gospodarczy i liberalne, jak na kraj islamski, podejście do innych kultur czy religii, z takim piarem ma wszelkie szanse na sukces.
Miasto Dubailanderów
Skąd w ogóle wziął się Dubaj? Przecież głośno o nim zaledwie od kilku lat. Nic dziwnego. Jeszcze w latach 60. XX wieku był pustynną dziurą liczącą 40 tys. mieszkańców. Dziś to globalna metropolia sięgająca 2,5 mln obywateli, co sugerowałoby, że choć może Rzymu nie zbudowano w jeden dzień, to już przy najludniejszym mieście Zjednoczonych Emiratów Arabskich można by się zastanawiać. Tereny te długo pozostawały pod protektoratem brytyjskim i ich zjednoczenie nastąpiło dopiero w 1971 roku. Jak w książce „History of Future Cities" (Historia miast przyszłości) pisze amerykański urbanista i historyk Daniel Brook, kołem zamachowym rozwoju Dubaju było dążenie ówczesnych władz do lotniczego połączenia go z innymi ośrodkami regionu i rozreklamowanie jako najbardziej liberalnego miasta Zatoki Perskiej.