Zwierzyna, którą podaje się przy opuszczonych żaluzjach, jest pod ochroną. Nie wolno na nią polować, nie wolno jej też podawać gościom. Ale zakazany owoc pociąga - to, czego nie wolno jeść, jest poszukiwane i klienci są gotowi słono za to zapłacić.
W prowadzących podwójne życie restauracjach filet z delfina kosztuje 200 euro za kilogram. Oficjalnie jest to mięso rekina, rybacy dostarczają do restauracji delfina bez głowy i ogona, i laik ich nie odróżni. Szaszłyk z pięciu rudzików kosztuje 50 euro, choć w hurcie ptaszki kupić można po dwa i pół euro.
Przygotowanie do zjedzenia leśnego jeża wiąże się z okrucieństwem, zwierzątko ze strachu zamienia w kolczastą kulkę, którą kucharz wrzuca do wrzącej wody. Zwolennicy tych zakazanych specjalności gastronomicznych tłumaczą się tradycją. Tak jadło się kiedyś i było dobrze. Nie przyjmą do wiadomości, że czasy się zmieniły.