Tydzień temu przedstawiciele Ministerstwa Skarbu Państwa, które zajmuje się sprzedażą polskiego przewoźnika, potwierdzali, że jest jeszcze inny przewoźnik, oprócz Turkish Airlines, który zgłosił chęć udziału w negocjacjach na temat zakupu LOT. Nieoficjalnie dodawali, że jest to linia z Unii Europejskiej. MSP nadal czeka na oferty, bo cały proces nie został jeszcze zamknięty i nie została wyznaczona ostateczna data składania ofert.
Jak pisze portal, to właśnie Air China ma być faworytem LOT-u. Niemniej jednak i w jednym, i w drugim wypadku dla potencjalnego inwestora liczy się polski rynek, jeden z niewielu w Europie, który stale będzie rósł wraz z rosnącą zamożnością i mobilnością naszego społeczeństwa. LOT dla każdego z oferentów miałby spełniać rolę przewoźnika dowożącego pasażerów do centrum przesiadkowego w Warszawie skąd oni sami wywoziłyby pasażerów w świat.
Turkish i Air China to linie średniej wielkości. Latają do około 200 miast, dla porównania - LOT do 96. Turkish jest jednak linią, która dokonała ostatnio ogromnego skoku - ma nowiutkie samoloty, dobry serwis. Chińczycy dopiero zaczęli wymieniać flotę, która zwłaszcza jeśli chodzi o maszyny dalekiego zasięgu, jest mocno wysłużona. Jakość serwisu, nawet na najbardziej prestiżowych trasach - np. Nowy Jork - Pekin - też jest jak sprzed 20 lat. W tej sytuacji chińska linia mogłaby skorzystać z połączenia z LOT-em.
Air China jest, podobnie jak LOT, linią państwową. Jeśli rzeczywiście myśli o kupieniu LOT-u, to znaczy, że najprawdopodobniej po grudniowej wizycie prezydenta Bronisława Komorowskiego w Chinach, któremu towarzyszył prezes LOT-u Marcin Piróg, zapadły w Pekinie jakieś decyzje.
Od początku czerwca LOT planuje też własne loty do Chin. Początkowo do Pekinu, potem do innych miast.