Danuta Walewska: Ma pan w firmie strajk i negocjatora-mediatora. Co on panu radzi?
Rafał Milczarski: Żeby zachowywać spokój, co na razie chyba mi się udaje. Docierać z komunikatem, że jesteśmy otwarci wobec wszystkich osób, które w obecną sytuację zostały wmanewrowane i otwarcie dać im do zrozumienia, że jesteśmy gotowi do współpracy. I żebym w największym możliwym stopniu starał się kontrolować te emocje, które pojawiają się w sytuacji, jakiej zostaliśmy poddani.
W takiej sytuacji zazwyczaj opinia jest taka: prawda leży pośrodku.
A w obecnym konflikcie w LOT tak nie jest?
Nie, ponieważ po drugiej stronie mamy do czynienia z mobbingiem pracowników LOT-u i zmuszaniem ich, aby przystąpili do tego szaleństwa. Przecież regulamin płac, jaki podpisaliśmy z dwoma związkami zawodowymi, jest dla pracowników korzystniejszy niż ten z 2010 r., o który walczą organizatorzy strajku. Przede wszystkim stawia on jasno zasady wypłacania wszystkich dodatków, co wcześniej nie było takie proste. Dotychczas wszystkie korzystne zmiany, jakie chcieliśmy wprowadzić w życie, przez część strony społecznej były odrzucane. Kiedy chcieliśmy podwyższyć pensje pierwszym oficerom boeingów 787, słyszeliśmy, że brak na to zgody.