W ostatni czwartek piloci wsiedli do symulatorów, w których zainstalowano oprogramowanie przed zmianami systemu MCAS i po korektach wprowadzonych w ciągu ostatnich trzech kwartałów. Mogli w nich wykonać wszystkie manewry. Producent jest przekonany, że nowy system jest gotowy do zaakceptowania przez regulatorów rynku lotniczego.
Z kierownictwem koncernu spotkali się personel pokładowy i konsultanci branży lotniczej. W spotkaniu uczestniczył również prezes Boeinga Dennis Muilenburg, który, jak odnotował „Seattle Times”, długo i wyczerpująco odpowiadał na pytania.
CZYTAJ TEŻ: Boeing walczy o MAXy. Chce wznowić już loty
– To jest dopiero początek – oceniła spotkanie szefowa amerykańskiego Stowarzyszenia Zawodowych Pracowników Pokładowych Lori Bassani. – W żadnym wypadku nie jestem na to gotowa. Boeing musi jeszcze dużo zrobić, żeby odzyskać nasze zaufanie – dodała. Lori Bassani przewodzi związkowi zrzeszającemu 28 tysiące pracowników pokładu. W ostatnich tygodniach kilkakrotnie wypowiadała się na temat powrotu Maxów i nie ukrywała, że stewardesy i stewardzi w Stanach Zjednoczonych chcą mieć prawo do odmowy latania tą maszyną.
Boeing bardzo chce przekonać branżę, że Maxy są bezpieczne i mogą latać z pasażerami. Mocno pracuje nad odzyskaniem zaufania po wprowadzeniu na rynek maszyny z ewidentnie błędnym oprogramowaniem. W obu katastrofach – 29 października 2018 roku, kiedy do Morza Jawajskiego spadła maszyna Lion Air i 10 marca, kiedy pod Addis Abebą rozbił się samolot Ethiopian Airlines – zawiniło oprogramowanie, które uporczywie kierowało nos maszyny w dół do tego stopnia, że piloci nie byli w stanie tego kontrolować.